fot. archiwum bogatynia.info.plDosyć często podczas sesji rady gminy i miasta padają ciężkie oskarżenia pod adresem państwa, które w ocenie niektórych polityków odpowiada za wszelkie trudności gminy. Należałoby jednak zachować większy umiar w tych wypowiedziach

Nie muszę przypominać, że po klęsce, która nas spotkała w sierpniu 2010 roku, państwo nie zostawiło Bogatyni na pastwę losu. Pomimo recesji w Europie, która przecież odbija się także na gospodarce Polski, do Bogatyni państwo już przekazało grubo ponad 70 mln zł na odbudowę infrastruktury komunikacyjnej oraz remonty i odbudowę zniszczonych domów. Wraz z kwotami zasiłków, pieniędzmi otrzymanymi przez BWiO oraz pomocą ze strony samorządów, otrzymaliśmy kwotę rzędu 100 mln zł. Jak na „upadające państwo”, całkiem to niezły wynik.

Niemniej, aby odbudować zniszczenia, nie możemy wszystkiego scedować na państwo. W tym roku pomoc będzie mniejsza – w marcu otrzymaliśmy promesę w wysokości 8,5 mln zł. Środki te mają stanowić dotację na odbudowę zniszczeń w ulicach Bojowników o Wolność i Demokrację, Nadbrzeżnej, Armii Czerwonej, Partyzantów, Kolejowej, Biskupiej, Dobrej, Listopadowej i Dworcowej. Jak można się domyślić, tyle nie wystarczy - potrzebne będą na te zadania również pieniądze, wygospodarowane w naszych dochodach.

I tutaj dochodzimy do sedna rzeczy. Otóż postępy odbudowy zależeć obecnie będą od naszych nakładów inwestycyjnych, od lat niewspółmiernie niskich wobec potencjału, którym dysponujemy. Czy w jakiejś mierze odpowiada za to państwo? I czy nagle zmieniło reguły? Aby na to odpowiedzieć, musimy przeanalizować parę kwestii.

Często jest podnoszony temat tak zwanego „janosikowego”, czyli funduszy, na który składają się najbogatsze samorządy, a korzystają biedniejsze. „Janosikowe” płaci kilkadziesiąt gmin, w których dochody podatkowe przekraczają 150% średniej krajowej. Gorzej mają najbogatsze powiaty i województwa, bo w ich przypadku ten próg wynosi 110%, co szczególnie uderza w Warszawę i województwo mazowieckie.

Jeśli chodzi o Bogatynię, to z naszego budżetu w tym roku odprowadzimy jako „janosikowe” 10,6 mln zł. W minionych latach ta kwota kształtowała się różnie: w 2006 r. było to prawie 10,9 mln zł, a 9,9 mln w roku ubiegłym. Regułę, że bogatsi pomagają biednym, wprowadziło w 2003 r. państwo, co nie zachwyca płatników, ale znacznie pomaga o wiele większej ilości samorządów, zatem ocena „janosikowego” zależy od tego, kogo dotyczy. Jak by jednak tej zasady nie oceniać, pewne jest jedno – nie stanowi ona dla gminy zaskoczenia i od lat, planując wydatki, musimy „janosikowe” uwzględniać. I nawet po jego odjęciu, nasze dochody sytuują nas w krajowej czołówce.

Jeśli chodzi o inne zastrzeżenia wobec państwa: mówi się o zbyt małej subwencji oświatowej, lecz i tutaj trudno mówić o jakimś zaskoczeniu. Nie od dziś wiadomo, że liczba uczniów, która decyduje o wysokości subwencji, maleje. Podobnie wiadomo, iż subwencja wszystkich wydatków nie pokrywa – a ile przeznaczamy na oświatę, zależy od tego, jaką wagę do kształcenia i wychowania najmłodszego pokolenia przykłada gmina.

To prawda, że państwo przerzuciło na gminy część kosztów podwyżek dla nauczycieli. Lecz nawet mimo tego, trudno mówić o jakimś gwałtownym wzroście wydatków na oświatę - jest odwrotnie. Obiektywnym wskaźnikiem będzie porównanie ich z wydatkami bieżącymi. W tym roku budżet gminy zaplanowano w wysokości 181,7 mln zł, z czego wydatki bieżące to ok. 117,7 mln zł. Na oświatę zaplanowano 32 miliony, a więc 27% wydatków bieżących. Jeśli te wydatki sięgnęłyby 35 milionów, byłoby to 30%.

Otóż w roku 2006 wydatki na oświatę to 29% wydatków bieżących, rok później 30,5%, a w 2009 roku – ok. 31, 5%. Oznacza to, że jeślibyśmy wydali w tym roku 3 miliony więcej niż zakładano, a chyba taka będzie konieczność, to i tak pozostaniemy na poziomie sprzed paru lat. Dodam, że subwencja oświatowa, chociaż niewystarczająca, systematycznie wzrastała - z 12,6 mln zł w roku 2006 do 16,3 mln w roku bieżącym. Tym samym, uwzględniając inflację, gmina dokłada do oświaty z budżetu mniej więcej tyle samo, ile przed kilku laty. Łatwo to sprawdzić, gdyż w roku 2006 na oświatę wydaliśmy 28,3 mln zł,

Osobny temat to finansowanie służby zdrowia. Pewnie, że można wieszać psy na państwie, iż kontrakty z NFZ są zbyt niskie. Skądinąd, ochrona zdrowia, to dziedzina, w której każda kwota będzie zbyt mała i gdzie najtrudniej podejmować decyzje o takim czy innym przeznaczeniu ograniczonych przecież środków. Ale nie wolno zapominać o jednym - przejmując szpital, którego prowadzenie nie jest obowiązkiem gmin, Bogatynia podjęła ryzyko, które też nie jest zaskoczeniem. Od lat wiadomo, że realia ekonomiczne, niestety, nie sprzyjają małym placówkom, w tym ostatniemu w kraju gminnemu szpitalowi.

Gmina ma coraz większe problemy finansowe, którym musi stawić czoło. Obarczanie państwa winą za wszelkie trudności prowadzi donikąd, bo przecież nie państwo jest winne za nieuzasadniony wzrost gminnej administracji – tylko w ubiegłym roku zatrudnienie w urzędzie wzrosło ze 147,5 etatu do 163. To nie państwo spowodowało, że zobowiązania wymagalne MZGK za 2011 rok to milion zł. To nie państwo odpowiada za drogą u nas wodę. I nie państwo jest winne, że nasze mosty wciąż nie są skończone, a brzegi Miedzianki nie zostały prowizorycznie zabezpieczone. To nie państwo wreszcie od lat zbyt wiele przeznacza na wydatki, które nie są czytelnie opisane w budżecie gminy.

Rząd pamiętał o Bogatyni, chociaż mógłby, kierując się doraźną polityką, niespecjalnie sprzyjać gminie, rządzonej przez niechętną mu opcję. Dlaczego więc niektórzy gryzą rękę, która nas tak hojnie obdarowała? To czarna niewdzięczność.

Jerzy Wojciechowski

Podziel się ze znajomymi!

W celu zapewnienia jak najlepszych usług online, ta strona korzysta z plików cookies.

Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie naszych plików cookies.