Na wycieczkę z cyklu Odwiedzamy ciekawe miejsca w okolicy wybraliśmy się na północ gminy, do Działoszyna. Dwudziestoosobową grupą wyruszyliśmy w sobotni poranek kierunku bogatyńskiego Zalewu, a następnie przez zwałowisko zewnętrze KWB Turów i Wyszków doszliśmy do dawnego Königshain.

Stęsknieni słońca (przez miniony tydzień padał deszcz) maszerując w jego promieniach lasem poczuliśmy prawdziwe przedwiośnie.

Po czterech godzinach wędrówki zawitaliśmy do działoszyńskiej szkoły. Czekał już na nas Ryszard Zawadzki – nauczyciel historii i kusztosz izby regionalnej w Zespole Szkoły Podstawowej i Gimnazjum im. św. Jadwigi Śląskiej w Działoszynie.

Pan Ryszard opowiedział nam krótką historię Działoszyna, szkoły oraz XVI-wiecznego kościoła pw. św. Bartłomieja, a następnie zaprowadził do izby regionalnej.

Wieś do maja 1945 r. nazywała się Königshain. Po upadku hitlerowskich Niemiec nazwę spolszczono na Królewczyznę, by wkrótce urzędowo zmienić na Działoszyn. Przez dziewięć lat (1945-54) była siedzibą gminy.

Izba regionalna w Działoszynie powstała 11 listopada 1988 r. (wkrótce jubileusz 30 lat!) z inicjatywy jej kustosza – Ryszarda Zawadzkiego właśnie. W zabytkowym budynku szkoły, w sali mieszczącej za niemieckich czasów kaplicę, powstało szkolne muzeum. Dysponuje zbiorami mebli, narzędzi rolniczych, przedmiotów użytkowych, fotografii i dokumentów. Są świadectwem przeszłości wielu pokoleń żyjących tu kiedyś Niemców i polskich osadników, przybyłych na Górne Łużyce po maju 1945 r. Osobliwością są także pamiątki z bitwy pod Verdun w 1916 r. oraz z lądowania aliantów w Normandii w 1944 r.

Serdecznie dziękując panu Zawadzkiemu, za poświęcony czas i oprowadzenie nas po izbie regionalnej, za ciekawe opowieści o naszej małej ojczyźnie i ciekawe życiorysy naszych współmieszkańców, opuściliśmy świątynię historii.

Zgłodnieliśmy. Na szczęście opodal działoszyńskiej szkoły znajduje się słynna gospoda. Znana jest w powiecie z pysznej golonki. Sława to zasłużona, o czym wnet się przekonaliśmy. Ogarnął nas miły nastrój sobotniego popołudnia, więc z żalem opuściliśmy lokal. Drogę powrotną pieszo wybrało już tylko jedenaścioro z nas (reszta odjechała autami); łącznie przeszliśmy ok. 30 kilometrów. Wycieczka, mimo że nieodległa od domu – była udana. Każdego do podobnej zachęcam!

Tekst: Z. Kluczyk
Zdjęcia: S. Nieradko

Podziel się ze znajomymi!

W celu zapewnienia jak najlepszych usług online, ta strona korzysta z plików cookies.

Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie naszych plików cookies.