Po 20 latach hasła są aktualne. – Dlaczego poszliśmy do parku zamiast do szkoły? Bo chcieliśmy wolności! - opowiadam nam jeden z organizatorów. Manifestacja pokazuję młodzieżową Bogatynię jaka była 20 lat temu, zupełnie inna niż ta teraz. Chociaż wtedy kanwą była ideologia, to bohaterem wydarzeń było zupełnie coś innego: chęci i zaangażowanie

Zdjęcie: Policjanci, gdy dochodziliśmy do urzędu miasta, myśleli że manifestacja skończona... (fot. E. Mierzyńska)

20 lat temu młodzież Bogatyni była zupełnie inna. Inna była również Bogatynia z naszego punktu widzenia - ówczesnych nastolatków. Wielu z nas miało pomysł na siebie, który wówczas raczkował. Wielu z nas utożsamiało się z subkulturą w której o coś chodziło, nie tylko o wygląd. Wielu z nas zależało na czymś i wtedy to właśnie było najważniejsze. Byliśmy wegetarianami, punkami, anarchistami, metalami, rockendrolowcami... Potrafiliśmy rozmawiać, spierać się "nawracać". Czuliśmy, że coś jest ważne, że o coś chodzi. Manifestacja w 1995 roku była taką kumulacja emocji, które w nas buzowały. Każdy (wówczas uczeń) miał świadomość zagrożenia. Były nagany, obniżone sprawowanie. Zupełnie nieważne. Uczniowie liceum uciekali przez okno by wziąć udział w pochodzie ogólnie zakazanym w całej Bogatyni. Był przypadek, że nauczycielka ukarała ucznia, którego zobaczyła w relacji wrocławskich "Faktów", bo miał być chory według zwolnienia. To było wtedy nasze życie. Nikt później nie zrobił nic bardziej spektakularnego kulturowo i ideologicznie w naszym mieście. Było warto. Dziś w każdym z nas są te wartości i choć wpadliśmy w trybiki systemu (nie wszyscy) to każdy z nas kieruje się kręgosłupem, który mu wtedy twardniał.

Pozwoliliśmy sobie na małą "prowokację" publikując zapowiedź sprzed 20 lat i relację pisaną na gorąco po manifestacji (wówczas nigdzie się tekst nie ukazał). Chcieliśmy poznać reakcje czytelników oraz Wasze wspomnienia (Relacja z manifestacji antyfaszystowskiej w Bogatyni i 21 marca).

- Redakcja

Obklejona plakatami "blacha" na pomniku, 20 marca 1995 r. Malunek sprayem na samym obelisku nie był naszym dziełem (fot. A. Lipin)

Obklejona plakatami "blacha" na pomniku, 20 marca 1995 r. Malunek sprayem na samym obelisku nie był naszym dziełem (fot. A. Lipin)

Pomysł na manifestację 21 marca 1995 r., w Międzynarodowy Dzień Walki z Dyskryminacją Rasową, zrodził się po Dniu Wagarowicza w 1994 r.

Tradycyjnie spędzaliśmy go na ognisku za "Zalewem". Nic konstruktywnego tam się nie działo. Spożywanie taniego wina, używek i słuchanie muzy z magnetofonu na baterie. Dla mnie to było miałkie. Wówczas bardzo chciałem działać. Uczestniczyłem w Anarchistycznym Czarnym Krzyżu i Federacji Anarchistycznej. Wydawałem fanzin "Frędzel", wydałem tomik tekstów i poezyjek kontrkulturowców z Bogatyni. Chciałem, aby Dzień Wagarowicza – upatrywaliśmy w nim własne święto wolności – miał jakiś sens.

Po happeningu, jaki przeprowadziliśmy z Dominikiem w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia w bogatyńskim kościele pw. św. Piotra i Pawła, czułem niedosyt. Zwłaszcza, że aby uniknąć grzywny (na którą nie miałem kasy) musiałem przeprosić proboszcza. Chciałem koniecznie coś zrobić.

Szara Bogatynia na początku 1995 r. (fot. A. Lipin)

 Szara Bogatynia na początku 1995 r. (fot. A. Lipin)

W Bogatyni nie było problemu naziolstwa. Mi nie chodziło wcale o walkę z bogatyńskimi rasistami czy nazistami, skinheadami itp. Bowiem w Bogatyni, wśród młodzieży de facto takich ludzi nie było. Jeden "Łata" – dawny punk, a potem skinhead, który sprzedawał płyty za centa polskiej hery, i dwóch naszych kolegów z liceum, stylizujących się na narodowców – nie byli problemem.

Chodziło o to, aby bogatyńską młodzież zorganizować i poprowadzić w jakimś słusznym celu. Dzień Wagarowicza to święto uczniów. Najważniejsze, bo prawdziwe, nie zadekretowane, nielegalne, zrodzone gdzieś w zamierzchłej przeszłości. Ze szczerego buntu, który każdy nastolatek przeżywa. Nie byłoby zresztą tego dnia, gdyby nie dorośli. Mają naturalną tendencję do zakazywania wszystkiego, czego sami już nie mogą / nie chcą doświadczać.

Zatem w ten uroczysty dla uczniów dzień przypada wielce szlachetne święto – ustanowione przez Zgromadzenie Ogólne ONZ w 1966 roku – Międzynarodowy Dzień Walki z Dyskryminacją Rasową. Chciałem, aby bogatyńska młodzież w wieku licealnym pokazała, że ma coś do powiedzenia.

W tamtych czasach było nas dużo i kipiało w nas pozytywnym fermentem.

Wydawaliśmy gazetki, graliśmy w kapelach, uczestniczyliśmy w teatrach młodzieżowych, wyrażaliśmy się na wiele sposobów i mieliśmy mnóstwo pomysłów!

Dziś – fakt że żyję w pewnym oddaleniu od Bogatyni – nie widzę takiego ruchu młodzieżowego.

Dominik był bardziej radykalny w antynazizmie. Miał negatywne doświadczenia wywiedzione z czasów nauki we Wrocławiu. Wówczas stolica Śląska rzeczywiście była miastem bandytów spod znaku celtyckiego krzyża i swastyki. Sam na Dworcu Głównym dostałem kopa w nos, za to, że oglądałem kasety z punkową muzyką.

Szara Bogatynia na początku 1995 r. (fot. A. Lipin)

 Szara Bogatynia na początku 1995 r. (fot. A. Lipin)

Dominik identyfikował się wówczas z Y.A.F.-em. To jego wkład w "Textolit" jest zatytułowany "Niszcz nazizm".

Ja się z tym tekstem nie za bardzo zgadzałem. Nie chciałem nikogo sekować, wskazywać palcem. Nie chciałem też iść pod liceum. Ale te małe rozbieżności między nami nie były istotne. Dopiero w prasie lokalnej, trzy tygodnie po wydarzeniu, mój kolega Paweł Kamiński, w niefortunnym tekście przedstawił wydarzenie tak, jakby ZBoWiT i Y.A.F szły w dwóch przeciwnych kierunkach.

Niesamowite było to, że poszliśmy zupełnie spontanicznie. Nikt nie planował trasy przemarszu, nikt wcześniej tego nie ustalał. A manifestacja była nielegalna. Choć miasteczko huczało o tym już od ponad tygodnia, a policja była przygotowana, nikt skutecznie nie mógł jej zapobiec. Musieliby nas prewencyjnie aresztować ;)

Dyrektor szkoły, do której chodziłem, wezwał mnie do gabinetu na ok. tydzień przed. Nie mam do niego żalu. Zachował się tak jak potrafił. Miał swoje racje, choć tkwił w błędzie. Ja na jego miejscu postąpiłbym zgoła inaczej.

Oznajmił mi, iż wie kto stoi za organizacją manifestacji, że to ja. I zabrania mi pójścia na nią. Zagroził najpoważniejszymi konsekwencjami. Pozostało mi 3 miesiące do ukończenia szkoły, i gdyby mnie wówczas wyrzucił – miałbym problem. Duży problem, bo zaliczyłem już kilka szkół w powiecie ;). Pomachał mi przed nosem ulotką i zażądał bym przedstawił program spędzenia Dnia Wagarowicza w szkole. Byłem wówczas przewodniczącym samorządu uczniowskiego ;). Bogaty program kulturalny przedstawiłem w ciągu dwóch dni. Jednym z jego punktów było... pójście na manifestację. Dyrektor dostał piany. A ja nie zamierzałem opuścić wydarzenia, którego byłem pomysłodawcą i jednym ze współorganizatorów.

Szara Bogatynia na początku 1995 r. (fot. A. Lipin)

Bardzo chcę podkreślić, że choć zaczyn wyszedł ode mnie i Dominika, w organizację manifestacji było zaangażowanych wiele osób. Właściwie większość tych kontrkulturowców, którzy przyszli do parku miało jakiś wkład. Nie chcę wymieniać nazwisk, bo może sobie tego nie życzą, ale rysowali plakaty, malowali transparenty, kolportowali ulotki. Było nas naprawdę wielu.

Rzekomo byli wśród nas także chuligani, którzy wybili szyby w autach Straży Granicznej i policji kamieniami owiniętymi w nasze ulotki.

Musielibyśmy być skończonymi kretynami by to zrobić. Nawet jeśli doszło do tych aktów wandalizmu (nic pewnego mi na ten temat nie wiadomo; sądzę że to plotki, bo gdyby było prawdą – zostalibyśmy przesłuchani) – była to oczywista prowokacja. Po to tylko, by zdyskredytować nas w oczach służb, albo skierować na nas ich gniew. Po co mielibyśmy to robić? Nie policja i Straż Graniczna były celem naszej manifestacji. Drażnić służby, które mogły nas spacyfikować na kilka dni przed manifestacją? Aż tak głupi nie byliśmy.

Strach przed policją nie był zbyt wielki. Byliśmy przekonani o słuszności tego co robimy. Poza tym nie robiliśmy nic złego. Manifestacja była pokojowa. Nie doszło do żadnych aktów wandalizmu, nikomu nic nie zagrażało.

Wybrane plakaty rozklejane w Bogatyni przed manifestacją 21 marca 1995 r. z okazji Międzynarodowego Dnia Walki z Dyskryminacją Rasową Wybrane plakaty rozklejane w Bogatyni przed manifestacją 21 marca 1995 r. z okazji Międzynarodowego Dnia Walki z Dyskryminacją Rasową Wybrane plakaty rozklejane w Bogatyni przed manifestacją 21 marca 1995 r. z okazji Międzynarodowego Dnia Walki z Dyskryminacją Rasową
 Wybrane plakaty rozklejane w Bogatyni przed manifestacją 21 marca 1995 r. z okazji Międzynarodowego Dnia Walki z Dyskryminacją Rasową    p5 Kopiowanie

Wybrane plakaty rozklejane w Bogatyni przed manifestacją 21 marca 1995 r. z okazji Międzynarodowego Dnia Walki z Dyskryminacją Rasową

Ja miałem obawy osobiste. Miesiąc przed manifestacją zostałem zatrzymany przez policję po udanej akcji odbicia na ścianach sprayem szablonu "Nowy Reżim". Dostałem wezwanie przed Kolegium ds. wykroczeń, przy zgorzeleckim sądzie. Bałem się, że zostanę obarczony kosztami odnowy elewacji 9. budynków, na których zostawiłem piętno...

Kiedy jałowe dyskusje z policjantami pod pomnikiem w parku się przeciągały, podszedłem do Dominika (ta chwila jest uwieczniona na jednym zdjęciu). Oznajmiłem, że to nie ma sensu. Zadysponowałem, że zabieramy się i idziemy. Służby myślały chyba, że się rozchodzimy, tymczasem uformowaliśmy kolumnę i poszliśmy na miasto. To ich zaskoczyło.

Mimo, że policjantów było stosunkowo mało, mogli postąpić z nami surowiej. Np. zacząć nas bić i zatrzymywać, a wówczas reszta zgromadzonych pewnie by się rozpierzchła.

Pewnie tak by zrobili, gdyby nie ekipa TV Wrocław, która się przyplątała i wszystko rejestrowała. Potem wyemitowała krótkiego newsa w swych regionalnych "Faktach". Mieliśmy więc farta :)

 Szara Bogatynia na początku 1995 r. (fot. A. Lipin)Każdy z nas poniósł jakieś konsekwencje. Większości poobniżano sprawowanie, obdzielono naganami itp. "standardowe" represje szkolne. Generalnie mieliśmy to gdzieś. Cóż mógł nam zrobić znienawidzony system ;) ?

Mi groziło wydalenie ze szkoły. Dyrektor się wściekł. Ale miałem dwóch przyjaciół w szkole, którzy zawsze w takich momentach ratowali mi skórę. Niezawodną Czesławę Bohdanowicz, która była moją wychowawczynią oraz nieodżałowanego Zbyszka Dobrzyńskiego. Pani Czesławie zresztą powinienem kiedyś wreszcie zanieść bukiet kwiatów. Nie wiem za co mnie lubiła, ale kilkukrotnie wyciągnęła z tarapatów, w które się ładowałem ze szczenięcej głupoty.

Kiedy sobie to wszystko przypominam uderza mnie rozmach i profesjonalizm przygotowań. Rozpoczęliśmy miesiąc wcześniej. Ulotki, plakaty, transparenty. W wieczór poprzedzający manifestację rozkleiłem z kolegą "Muminem" około setki plakatów. Mieliśmy je z różnych źródeł. Część odbitek zrobiliśmy sami (tzn. życzliwi nam ludzie, których nie mogę wymienić z nazwiska), a część dostaliśmy od kontrkulturowców z innych miast. Specjalnie na tę okazję wydałem pisemko ulotne "Textolit". Przygotowane było 7-8 transparentów...

Także "oprawa medialna" była. Przypadkowo nawet TV Wrocław. Sami nie dysponowaliśmy wówczas kamerą wideo. Mieliśmy za to dwa aparaty fotograficzne i dyktafon. Nagrałem nim dźwięki manifestacji. Taśma się zachowała – dyktafon nie. Nie mam jak jej odsłuchać. Ale i tak powstała nie najgorsza dokumentacja jak na przed-cyfrowe czasy.

To było znaczące wydarzenie. Mówiło się o nim w zakładach pracy, w szkołach. Dowiedzieli się ludzie ze Zgorzelca. Zresztą towarzyszyło nam kilkoro manifestantów spoza Bogatyni.

Akcja była szczerym, autentycznym, spontanicznym i oddolnym wydarzeniem młodzieżowym. Najefektowniejszym dokonaniem pokolenia lat 70. XX w. Zresztą przyglądając się ostatniemu ćwierćwieczu, a nawet całemu czterdziestoleciu, widać, że to jedyne takie wydarzenie. Nigdy przedtem (ani potem) w polskiej historii Bogatyni nie odbyło się nic podobnego.

To była pewnego rodzaju kulminacja wszystkich wcześniejszych działań. Kiedy pokończyliśmy szkoły i rozpoczęliśmy dorosłe życie, pod koniec dekady – środowisko się rozsypało. Niestety, zazwyczaj tak bywa. Nikt po nas w takim stopniu już nie podjął młodzieżowych działań społecznych. Dopiero Maciek Mikołajczyk – przybysz z Wielkopolski – stworzył Festiwal Działań Muzycznych z muzyką alternatywną.

Patrząc z perspektywy – warto było to zrobić.

Również dlatego, że jak widać problem rasizmu jest nadal aktualny. Wręcz przybiera na sile. Ludziom w nabitych newsami o zamach islamskich głowach kompletnie się miesza. Bezmyślnie popadają w nacjonalizm i rasizm, bo sądzą że to ich ochroni przed hordą z południa. Tymczasem największym zagrożeniem jest horda ze wschodu, która o zgrozo – wyrosła na postkomunistycznym szowinizmie. Na rasizmie i nienawiści do innych nacji i kultur. Rosyjski nacjonalizm, który pcha to państwo na zachód, jest efektem zmieszania komunistycznej izolacji i zakompleksienia, z idiotycznie pojętą "dumą narodową". Dokładnie takie same zjawiska widać we wciąż pokomunistycznej Polsce. Niestety także w Bogatyni. Odzwierciedlają to komentarze pod relacją z manifestacji. Komentujący wylewają jakiś bełkot mieszając antyrasizm i antynacjonalizm z polityką równouprawnienia płci, tolerancji seksualnej i polityką społeczną Unii Europejskiej. Widać jak wielki wpływ mają na te osoby mass-media, zlewające w rynsztok każdą brednię jaką ktoś wygłosi. Bez żadnej analizy, uporządkowania. Ci ludzie mają chaos w głowie. A politycy oczywiście na tym żerują.

Polska, dawniej państwo słynące na całą Europę z tolerancji religijnej i narodowej, tak okrutnie doświadczona nazizmem, nienawiścią narodową, pogardą dla człowieczeństwa powinna być wzorem antyrasizmu i antynacjonalizmu.

Wspominał Arkadiusz Lipin

Wstęp redakcyjny Marcin Siennicki

Podziel się ze znajomymi!

W celu zapewnienia jak najlepszych usług online, ta strona korzysta z plików cookies.

Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie naszych plików cookies.