Bogatyński szpital, fot. bogatynia.info.plDezorientacja społeczeństwa w sprawie przyszłości naszej służby zdrowia ma swoje źródło w polityce informacyjnej, nastawionej wyłącznie na propagandę sukcesu

 

Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów tej polityki były tablice z buńczucznymi słowami o Bogatyni jako rzekomo najlepiej zarządzanej gminie w Polsce. To pozbawione podstaw hasło zapadło pewnie w pamięć mieszkańcom, utrwalając przekonanie, że stać nas na więcej niż inne gminy. Dlatego informacje, że już nie możemy utrzymywać lecznictwa w obecnym kształcie, musiały być dla mniej zorientowanych osób zaskoczeniem.

Po pierwsze, ludzie są świadomi, że pod względem dochodów Bogatynia jest w krajowej czołówce. Sprecyzujmy: według rankingu pisma „Wspólnota” w roku 2010 nasza gmina zajmowała 8 miejsce w Polsce wśród małych miast z dochodami na głowę mieszkańca około 4,9 tys. zł (vide Nasza droga administracja - red.). Co ważne, dochód ten liczono tylko na podstawie dochodów własnych i subwencji – odliczono dotacje jako czynnik zmienny, odjęto też wpłatę na „janosikowe”. Przypomnę, iż tę ostatnią kwotę oddają ze swego budżetu na rzecz innych samorządów te gminy, których wpływy podatkowe przekraczają 150 % średniej krajowej.

Wpływy podatkowe w naszej gminie są mniej więcej trzy razy wyższe od tej średniej. W roku 2009 te wpływy były w Bogatyni dwukrotnie wyższe niż we Wrocławiu i o niemal 800 zł wyższe niż w Warszawie. Natomiast dochód na jednego mieszkańca w 2010 roku mieliśmy wyższy niż wszystkie miasta powiatowe – z wyjątkiem Polkowic, gdzie per capita było to ok. 5,5 tys. zł. Następne w kolejności Kozienice osiągnęły już tylko 3,6 tys. zł.

Po drugie, wielu ludzi nie jest świadomych, jak bardzo wzrosło zadłużenie naszej gminy w ciągu ostatnich 6 lat. Ten wzrost na koniec bieżącego roku wyniesie ponad 40 mln zł – z 11,5 mln zł w 2006 r. do niemal 53 mln zł na koniec roku 2012. Z uwagi na ścisłe powiązanie budżetu gminy z budżetem gminnych spółek należy doliczyć 7 mln zł pożyczonych przez BWiO S.A. Takie pożyczki są w istocie sztuczką, pozwalającą na ukrycie faktycznego długu gminy. Nie można też pominąć zadłużenia SP ZOZ oraz zobowiązań zakładu budżetowego, czyli MZGK, dotowanego kwotą 3 mln zł rocznie.

Wiedza o stanie gminy nie jest zbyt powszechna. Cóż, polityka informacyjna burmistrza nie służy tworzeniu społeczeństwa obywatelskiego, wręcz przeciwnie – nawet radnym skąpi się wiedzy. Żeby pozostać przy ostatnich kilku miesiącach: rada gminy i miasta, nie mając sprawozdań finansowych, nie tylko zgodziła się w sierpniu na poręczenie pożyczek wodociągom, lecz jeszcze w maju przyznała 400 tys. zł GPO na pokrycie straty.

Z oficjalnych wypowiedzi nikt się nie dowie o narastających od lat problemach. O tym, że zwiększając nadmiernie wydatki bieżące, czy to w spółkach, czy w administracji, koszty inwestycji przerzucono w zbyt wielkim stopniu na pożyczki i kredyty. Gdyby jeszcze wykonanie inwestycji było bez zarzutu – niestety, gmina ponosi różne koszty dodatkowe. Jest wiele przemilczanych tematów, jak chociażby ogromne straty poniesione w trakcie wciąż czekającej na finał odbudowy 11 mostów, wynikające z częściowo utraconej dotacji oraz roszczeń podwykonawców wobec gminy. Pytania o to, dlaczego gmina zgodziła się, aby projekty mostów wykonała firma, należąca do firmy nadzorującej kontrakt, czy też o problemy z inwentaryzacją robót, pozostają bez odpowiedzi.

O sprawach, nad którymi debatuje rada gminy, sporo mieszkańców nie ma zielonego pojęcia, toteż mają prawo być zaskoczeni, kiedy nagle słyszą o jakiejś konsolidacji. Nikt ich do tego nie przygotował. Jedyną namiastką publicznych debat są dyskusje w Internecie, których wartość jest znikoma: anonimowość większości wypowiedzi nakazuje zachowywać wobec nich ostrożność. Powszechnie też wiadomo, że nawet jeśli w takiej dyskusji pojawiają się argumenty merytoryczne, bardzo szybko ustępują one personalnym napaściom.

Toteż nie dziwię się zbytnio tym mieszkańcom, którzy nie potrafią patrzeć całościowo na finanse gminy. Nie odkryję Ameryki, gdy powiem, że ludzie nader często widzą gminę przez pryzmat chodnika na swojej ulicy, swojego osiedla czy sołectwa albo też stowarzyszenia, jeśli w jakimś uczestniczą. Polityka informacyjna w naszej gminie celowo jest nastawiona na utrwalanie takiego spojrzenia. Służą temu również różne hojne wydatki, ukryte na przykład pod nazwą „wydatków okolicznościowych”. Ta hojność także ma, niestety, pewien udział w obecnych trudnościach, co piszę z całym szacunkiem dla wielu osób, które są zaangażowane w najróżniejszą działalność. Być może, dopiero sprawa szpitala przypomniała niektórym mieszkańcom, iż budżet gminy to system naczyń połączonych.

Wprawdzie na sesjach rady gminy od lat powracał temat zagrożeń, wynikających z życia na kredyt, lecz informacje o tym nie przebijały się do powszechnej świadomości. Od czasu, kiedy zaczęło być głośno o połączeniu SP ZOZ z placówką zgorzelecką, prawda zaczyna docierać do mieszkańców. A sygnały o przekształceniach pojawiły się w kwietniu, kiedy się zorientowano, że zbyt optymistycznie oszacowano relację między dochodami i wydatkami gminy. Raczej mało kto w tej sytuacji uwierzy, iż planowane zmiany motywowane są głównie chęcią poprawy jakości i dostępności medycznych usług.

Po trzecie więc – część mieszkańców zaczęła sobie uświadamiać, jak bardzo są w istocie lekceważeni. Strategiczne decyzje, jak te o zmianach w służbie zdrowia, wymagają miesięcy, jeśli nie lat przygotowań, wymagają także poważnego traktowania społeczeństwa. Na brak rzetelnych informacji i dobrze przygotowanych analiz społeczeństwo odpowiedziało brakiem zaufania wobec przedstawionych propozycji.

I trudno się temu dziwić. Skąd bowiem można mieć pewność, że pod presją czasu gmina przyjmie rozwiązanie optymalne dla mieszkańców?

Jerzy Wojciechowski

Podziel się ze znajomymi!

W celu zapewnienia jak najlepszych usług online, ta strona korzysta z plików cookies.

Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie naszych plików cookies.