W grudniu ubiegłego roku napisałem artykuł, wyrażający obawę, iż w naszej gminie dostęp do publicznej informacji jest świadomie ograniczany. Impulsem do jego napisania były słowa burmistrza, który oświadczył, że z powodu oszczędności gmina nie będzie płacić za emisję przebiegu sesji Rady Gminy i Miasta w lokalnej telewizji
Nie mnie rozstrzygać, jaka była prawda (vide Radny komentuje ostatnią sesję - red.). Na mój artykuł zareagował rzecznik Urzędu MiG, pan Marcin Kiersnowski, przekonując, że się mylę, sugerując celowe działanie (vide Odpowiedź UMiG w sprawie publikacji radnego Wojciechowskiego - red.). Według niego, zaprzestanie emisji było związane jedynie ze zbyt wysokimi kosztami (na poziomie czterdziestu paru tysięcy złotych rocznie), ponadto rzecznik podkreślał, że burmistrz zaczął prowadzić szerszą politykę informacyjną niż bywało wcześniej (na przykład spotkania z mieszkańcami czy przekaz sesji na żywo w Internecie) (vide "Radny Wojciechowski uprzejmie odpowiada" - red.).
W podobnym tonie była utrzymana wypowiedź przewodniczącego rady, pana Patryka Stefaniaka, na łamach urzędowego biuletynu „Bogatynia”. Stwierdził on, iż „wypowiedzi o rzekomym blokowaniu transmisji sesji są zupełnie bezpodstawne i kłamliwe”. Za nieprawdziwe uznał także słowa „jednego z radnych”, iż rada nie została o zatrzymaniu emisji poinformowana, gdyż to on, po konsultacji z panią skarbnik, wyraził zgodę na „chwilowe wstrzymanie emisji”.
Niech zatem będzie – oszczędności. Myślę jednak, że stosowną rzeczą byłoby w tym miejscu zapytać, ile kosztuje produkcja oraz emisja filmów, które godzinami prezentują osiągnięcia naszej gminy: chociażby remont dawnej strażnicy WOP, dokąd przeniosą się urzędnicy (jak kto woli – pracownicy samorządowi) z Wydziału Polityki Społecznej i Spraw Socjalnych oraz pracownicy OPS. Swoją drogą, edukacyjna rola tych filmów jest nie do przecenienia – nigdy przedtem nie podejrzewałem, ile poezji jest w opowieściach o remoncie paru pomieszczeń czy, dajmy na to, świetlicy. Reportaże, w których nic się nie dzieje, są naszym oryginalnym wkładem w kinematografię i twórczym rozwinięciem kultowego „Rejsu”.
Filmy te utrzymane są w podobnej poetyce, jaką prezentuje urzędowy biuletyn, czyli teatr jednego aktora. Oscar pewny, dużo gorzej będzie z wyborem najlepszej roli drugoplanowej. Osobny rozdział to filmy, produkowane na oficjalną stronę urzędu, a przedstawiające ponoć relacje z sesji. Uprzedzam – nie widziałem ich zbyt wiele, bo nie jestem masochistą, zatem mogę nie być obiektywny. W każdym razie tych parę relacji, które obejrzałem, tyle ma wspólnego z prawdziwą relacją, co casting z kastracją. Niby wszystko się zgadza: obsada znana, jak to w serialach, scenografia w porządku, tylko że treść jest bezlitośnie wykastrowana.
Kto pamięta jeszcze Polską Kronikę Filmową, doskonale wie, o czym mówię. Świat czarno – biały, w którym obowiązuje jedynie słuszna prawda. Przewodnia siła ma wizję, której nie rozumieją tylko wrogowie ludu – dobrze jest czasem zacytować jakieś wyrwane z kontekstu zdanie takiego wroga, aby tym wyraźniej uświadomić ludowi jego niecne knowania. Lecz nie należy cytować zbyt wiele – jeszcze by lud został zarażony samodzielnym myśleniem, a to groźna choroba. Dyskretna narracja i właściwe komentarze to najlepsza szczepionka przed opozycyjną zarazą.
Troska o upowszechnianie sztuki filmowej w naszej gminie jest wprost rozczulająca. Nawet podczas sesji 2 marca (dotyczącej głównie taryfy za wodę i ścieki oraz dopłat) zadbano o rozrywkę dla radnych, znużonych opowieściami prezesa wodociągów. Pokazano mianowicie film o oczyszczaniu wody, co zapewne miało radnym przypomnieć przysłowie o łowieniu ryb w mętnej wodzie. Kiedy zaś wyraziłem krytyczną opinię na temat tej projekcji, gdyż ten film oraz przemówienie burmistrza, wychwalającego działania prezesa BWiO, uznałem za rozwadnianie tematu, spotkała mnie jakże słuszna reprymenda. Pan burmistrz publicznie zażądał, abym nie oceniał jego wypowiedzi.
Moja wina – przyznaję ze skruchą. Prowadzący obrady pod nieobecność pana Stefaniaka pan Lipko, jeszcze zanim zabrałem głos, lojalnie mnie uprzedził, że będzie czujnie przestrzegać postanowień statutu gminy i miasta. Dotyczy to zwłaszcza paragrafów, które ograniczają czas wypowiedzi mówców (poza burmistrzem) do 5 minut, jak też pozwalają mówcy odebrać głos za treść wystąpienia, niezgodną z przedmiotem obrad. Radny ma zadawać pytania i nie komentować, taki był sens ostrzeżenia.
Tak mi przykro, że nie umiałem się powstrzymać od krytyki – nie umiałem docenić wiekopomnych zasług prezesa BWiO S.A., nie doceniłem, o zgrozo, jak wiele wniosła do obrad prezentacja filmu o oczyszczaniu wody, przypominając, iż woda jest niezbędna do życia. Moja wina. Na usprawiedliwienie mam tylko to, że za niezbędne do życia uważam również prawo do krytyki i wolność słowa.
Jerzy Wojciechowski
PS. Pytanie dla najbardziej wytrwałych – gdzie i w jakiej formie pojawią się relacje bądź informacje o sesji z 2 marca, a gdzie wcale?