Tak, czuj się wyjątkowy. Wyjątkowo się czuj, bo wyjątkiem jest, że to dla Ciebie wszystko tu co widzisz. Świat czekał jak spałeś, zanim jednak się obudzisz... Lepiej byś był już daleko stąd...
Bo to takie kliniki są. Albo OIOM-y dla mechanicznych sierot. Syf posypany grysem odpadowym z kamieniołomów granitu. Albo lastrykiem białym, takim białym, że niemal kurzy buty na biało, albo w oczy szczypie odbitym światłem, archetypem czystości i niewinności. Bielą. Olej na przykład, albo płyn jakiś - nie widać. Nie widać, czyli dobrze. Bo jak widać, to niedobrze. Na białym zaraz by widać - ale jak wspomniałem - nie widać. Grabiami można machnąć, albo z szufelki sypnąć, żeby nie było widać. Jak w szpitalu. Na OIOMie...
Kable od prostowników - respiratorów, wszystkie sieroty pod sztucznym sercem. Przepina się, albo dopina, amperomierze skaczą na zajechanych akumulatorach niczym EKG zawałowca. Panele, białe panele z PCV muszą zawierać się w tym hospicjum. W poczekalni, albo biurze. Tam gdzie telefon stoi. Ten który dzwoni. Który któryś z nich odbiera. I wzdycha cichutko, posapuje i pewnie drapie się po łbie jak wymyśla to, co Ciebie przywiedzie zaraz tu, tu gdzie syf posypany grysem odpadowym...
Będziesz wiedział, czy w gipsie był kiedy, albo czy tylko egzemy dostał. Przez telefon się dowiesz, ten w salce panelowanej. Albo czy po pysku dostał, tak tylko kosmetycznie zarobił, czy może jakaś transplantacja była. Raczej nie, to nie wiem, wie pan, ja tu na placu to nie widzę jak chodzę, no ładny, igła, wie pan. Trzeba zobaczyć, przejechać się. No, jesteśmy, a jakże. Będzie pan? Dobrze.
Taki ruch, wie pan, że nie ma kabli kiedy zapiąć. Będziemy teraz panu opowiadać wszystko po kolei, pan słucha i patrzy, taka iluzja, wie pan. Żadnych czarów, jedynie odwrócenie uwagi, tak to działa. Świat magii. Czarów. Dziady, dziadki. Dziadek tu zagra nam pierwszą rolę, nie taki dziadek co o nim każdy panu naopowiada, to nasz dziadek, nasz dziadek prawdziwy. Powiem panu jak to było - lata swoje miał /młody się wyrwał pierwszy opowiadać/ - wiek taki, że japierdykam. No tak stary, że szok. No nie mógł jeździć, tak stary. Odpalał, mył i picował. Może pan nie wierzyć, ale pan tu po to przyjechał. Żeby wierzyć. Na teatrzyk pan przyjechał. Pan patrzy:
Pyk - i chodzi. Chodzi pod respiratorem jeszcze, już jakby samodzielnie podjął akcję, ale jeszcze chwilkę potrzymamy go pod kablem. Dla pewności. Pan patrzy - no gdzie taki indziej by? Ładne wszystko. Picuś, panie, glancuś. Na spacerek? To tu kawałek, tędy, bez tablic to wiadomo - kawałeczek tam, i zawrócimy. No nie ma do czego, a zwłaszcza za te pieniądze. Pieniądze jak wszędzie? To pan niech znajdzie i powie gdzie taki drugi... No, to tędy, prosto.
To się musi rozruszać, dziadek, wie pan jak jeżdżą Helmuty. Nogi odmroził na wschodzie, nie ma siły na zdrowe depnięcie. Się rozrusza, rozchodzi. Piszczeć przestanie. Szurać. Pan słucha, jak to niektórzy robią. Słucha pan. Słucha pan? Czego pan tak słucha? No to może na plac podjedziemy, co pan tam usłyszał. Nic nie ma, ale jak pan chce. Podjedziemy.
Nie widać nic, no ja nie widzę. Pod spód zajrzeć, dywanik pod kolano? Nie ma dywaników, podnieść podnośnikiem? Nie ma podnośnika. Nie ma, gaśnicy nie ma, ani trójkąta. Radia nie ma. Paliwa nie ma. My zobaczymy sami, to nic pewnie, ale jak pan się upiera, to jak nie zajrzeć. Pan zaczeka, zmienimy to odpali. Bo stał, jak to u dziadka. Zastał się, zaśniedział może. Zerkniemy, ja zaraz zadzwonię. Albo pan wpadnie później, albo jutro. Albo sami panu przywieziemy, bez pańskiej fatygi. Nie ma co się obrażać, my tu zaraz szybko, to za grosze pewnie ta wymiana będzie, albo z innego podpasuje. Jaki cyrk, nikt tu cyrku nie urządza. Jak nie odrobiliśmy zadania, przecież widać co i jak. No, jak pan chce, to niech sobie jedzie. Ja mówię, możemy dowieźć pod dom, my z młodym.
Panie, ja zagwarantować nic nie mogę, ale jak pan nie chce - to trudno. Ludzie cały czas dzwonią...
Źródło: punktpotrojny.blogspot.com