Od kilku dni słowa "pijany" , "kierowca", "promil", "kara" telepią się po medialnej przestrzeni, niczym łapy pijaka z syndromem dnia poprzedniego. Nie ma się temu co dziwić, ostatnie wydarzenia drogowe z udziałem pijanych kierowców napawają trwogą - może nie w skali całości zdarzeń zachodzących na polskich drogach poza medialnym głównym strumieniem, ale w tej mikro, dotyczącej skutków pojedynczego omawianego przypadku, pojedynczego wydarzenia niosącemu zgubę jednorazowo sporej grupie uczestników ruchu
To gadające głowy osadzone na szyjach wystających z drogich garniturów międlą bez popicia zdarte banały, międlą gdzie bądź i komu bądź, ważne aby teraz w eter szły, ważne aby w porze największego ruchu wokół sprawy, ważne aby na cztery strony świata. I pod nazwiskiem.
Prześcigają się w pomysłach ukrócenia pijackich szarż na ulicach tego kraju umęczonego, zaostrzają, dodają lat, punktów, zabezpieczają na poczet i w sprawie, spierają się i wytykają oponentom niedostateczną konsekwencję w forsowaniu tychże "zbawczych" dla nas projektów... Nie warto tu ich przytaczać, bo pewnie każdy je zna. Słyszał dziś, wczoraj, pięć lat temu. To samo. Gadają w kółko o penalizacji skutku, a samej przyczyny dającej ten skutek nawet nie próbują dostrzec. Bo czy przyczyną takiego stanu rzeczy jest to, że Polacy są w większości pijani przez większość czasu i większość z nich się w tym stanie przemieszcza siedząc za kółkiem? Wydaje mi się, że nie.
Jazda w terenie zabudowanym z prędkością wyższą od dopuszczalnej. Wyprzedzanie na podwójnej ciągłej, na skrzyżowaniu, przed przejściem dla pieszych, ignorowanie znaku STOP, wymuszanie pierwszeństwa, brawura, lekkomyślność - można by jeszcze wiele wymieniać niebezpiecznych zdarzeń, takich codziennych na polskich drogach, takich które uchodzą na sucho dając poczucie bezkarności i małej wagi popełnianego wykroczenia, uśmiercają prawo które nieegzekwowane - umiera. Może by tak zamiast sejmowych paplanin bezsensownych sprawić, by prawo drogowe było przestrzegane od najmniejszych drogowych przewinień? Jakby tak nie uchodziły na sucho te przewinienia niby małe, jakby kara była realną groźbą, jakby kierowcy byli oceniani od razu, na drodze - to co?
Może wtedy poczucie bezkarności ustąpiło by miejsca lękowi przed konsekwencjami, nieuchronnymi? Może prawo działające okazało by się wystarczające i skuteczne ? Może to poczucie braku kontroli naszych poczynań drogowych powoduje brak zahamowań przed jazdą "na bani" i liczenie na to, że się uda ? Może wystarczy właśnie tak?
Jak dotąd w całej tej wrzawie nie usłyszałem takich propozycji, pomysły z godziny na godzinę coraz bardziej oderwane od rzeczywistości, a na drogach dalej panuje bałagan i "jazda bez trzymanki", zachowania brawurowe i zwyczajnie głupie mają się dobrze. Mający stać na straży porządku i bezpieczeństwa zdają się nie być zainteresowani tym co się dzieje, ci wyżej również nie interesują się "dołami", ci najwyżej stoją w świetle kamer i wykuwają swój polityczny kapitał.
Ci na samym dole myślą - "dlaczego ma się nie udać?"...
Źródło: punktpotrojny.blogspot.com