W rocznicę śmierci - wspomnienie o ZBYSZKU DOBRZYŃSKIM
Kochał ludzi, był humanistą, żył za krótko, odszedł osamotniony
To piękne zostawić za sobą szumiący życiem las*
Zgorzelec, 14 maja 2014 r. (fot. A. Lipin)
ON pewnie zacząłby od wykreślenia mi 3/4 tekstu, z adnotacjami: „pisz ostro!”, „co to za makarony?!”, „skrócić!”, „bez zbędnych ozdobników”... Czasem więcej na kartce było czerwonego tuszu, niż mojego atramentu. Ale tak właśnie uczył mnie pisać. Uczył dziennikarstwa, poprawnego wyrażania myśli, zwięzłego języka i oszczędzenia wody, którą lepiej wylać zimną z kubła na siebie, niż na papier.
Zbyszek Dobrzyński uczył nie tylko mnie. Nie tylko pisać. Uczył teatru, uczył miłości do świata, uczył szacunku, wrażliwości na piękno i wobec zwierząt. Uczył HUMANIZMU. Bo sam był wielkim HUMANISTĄ. Nie dlatego, że taki uzyskał stopień naukowy na Uniwersytecie Łódzkim - Doktor Nauk Humanistycznych. Dlatego, że kochał ludzi. W każdym, nawet w bardzo zbłądzonej owcy, widział człowieka. Tego też mnie nauczył: patrzenia na LUDZI, słuchania ich i traktowania po ludzku.
Zbyszek Dobrzyński, ZAMYŚLENIA, Wrocław 2009 - ostatnia książeczka Zbyszka |
Zamienił światy w ubiegłym roku, 9 maja 2014, opuszczony przez większość ludzi, z którymi dawniej pracował, bawił się, śmiał i przyjaźnił. Na jego pogrzebie było zaledwie kilku dawnych współpracowników, dawnych kolegów. W tym zaledwie JEDEN w mundurze górniczym (Pan Zbyszek Szatkowski). A przecież KWB Turów to był Zbyszka żywioł. Przepracował w kopalni bez mała pół wieku. Niejeden z górników coś mu zawdzięczał. Zawdzięcza Mu sama kopalnia. Przez lata pokazywał inny, niż tylko przemysłowy, jej wymiar. Starał się aby w wielkim zbiorowisku ludzkim, zakładzie-miasteczku (6-7 tys. pracowników!) było miejsce na kulturę. W kierowanym przez niego "Biuletynie Turowa" zawsze znalazł się wiersz, rysunek, literatura. Często wyciągał spod robotniczych czapek i kasków to co lęgło się tam najszlachetniejsze. Pokazywał to naszemu małemu światu i udowadniał szerokiemu, że nie jesteśmy grajdołem. Nie musimy się wstydzić brunatnego brudu za pazurami, bo mamy też coś do powiedzenia. Albo pokazania. Ileż to grup, pokoleń wychowanych na zbyszkowym teatrze, brało pierwsze szlify sceniczne? O powiatowych, zgorzeleckich teatrach napisał książkę. O zgorzeleckim muzeum - także. I o KWB Turów. Na mojej półce stoi jeszcze kilka innych napisanych przez Zbyszka publikacji, które ocalą od zapomnienia to, co przez ostatnie pół wieku działo się nad Nysą i nad Miedzianką.
Zamienił światy na dzień przed imprezą, która miała być dla niego prezentem. W 40. rocznicę pierwszych, wymyślonych przez Niego, Dni Piegowatych. Nie zaczekał. Chciałem mu zawieźć fotografie, pokazać że Jego pomysły, jego ziarno, kiełkuje. Zawsze zresztą powtarzał o sobie jak o nawozie. Że on jest jak krowi placek, na którym wyrastają najpiękniejsze kwiaty. Mówił zresztą dużo mądrych rzeczy. Mógłbym powtórzyć ich wiele, bo Zbyszek nauczył mnie także słuchania (wszak to sól dziennikarza-reportera). Czasem aż mnie skręcało, by przerwać, by się wymądrzyć, albo wykręcić na pięcie i odejść. Ale się nie udawało. Zbyt przenikliwe było jego wejrzenie. Wiedział co nam w duszy gra, zanim jeszcze to w nas wybrzmiało. Po prostu znał ludzi, pamiętał jak to jest być młodym-gniewnym (sam był beat'nikiem), i wiedział jak z nami postępować. Dlatego niemało było takich, którzy Go nie rozumieli i nie lubili. Również nauczycieli (z którymi współpracował, np. w bogatyńskim "Górniku" czy liceum). Oni byli po prostu belframi, o wątpliwej reputacji pedagogicznej. On, naszym Dziadkiem-przyjacielem.
Zbyszek DZIADEK Dobrzyński, Rymki Dobrzynki albo słonko na codzień, Zgorzelec 1993 |
Pierwszy raz o nim usłyszałem od mej siostry, która wróciła z warsztatów radiowych prowadzonych przez Zbyszka. Była zachwycona. Przywiozła ściągę jak mówić "do sitka", jak pisać, czego się wystrzegać. Potem widywałem Go na "Rajdach o Uśmiech Dziecka" organizowanych przez zgorzelecki Automobilklub.
Pierwszy raz rozmawiałem na... wagarach. Poszliśmy z kumplem odwiedzić w "Górniku" innego kolegę. W drzwiach zaskoczył nas postawny, w czarnym prochowcu i kapeluszu, nieco starszy miły pan. Nie mieliśmy pojęcia, że to nauczyciel! Mój kumpel strasznie mu nałgał: że przyjechał z Warszawy i przyszliśmy do kolegi po klucz do domu itd. Przepytał kumpla solidnie z tej Warszawy. To było Jego miasto. Było mi głupio okrutnie, bo Zbyszek dał nam swoje kanapki. Pewnie przejrzał łgarstwo.
Wszak od łgarstwa był specjalistą. Nie dlatego, że je stosował. Dlatego, że podniósł je do rangi sztuki, w której można rywalizować. Był jednym z dwóch pomysłodawców Turnieju, który rozsławił Bogatynię w Polsce. Miasteczko w smutnych latach 80. XX w. znów było zapomniane i zapyziałe. Nikt nie pamiętał o wielkiej budowie z lat 50., kiedy Turoszów bił po oczach w każdej gazecie. A tu nagle, ledwie po zniesieniu stanu wojennego, ktoś będzie nagradzał za kłamstwa! Turniej Łgarzy i Kuglarzy z Koziołkiem Matołkiem w logo. Patrząc na to z perspektywy 30. lat, sam nie wiem jak im ówczesna władza na to pozwoliła. Przecież to ona była nie tyle Królem Łgarzy, co Cesarzem, Arcykłamcą. A jej pretorianie - matołkami, przy których poczciwy koziołek to mędrzec.
Niestety z Turnieju Łgarzy, który Zbyszek wraz z red. Zakrzewskim wymyślili, został wykolegowany. A potem Turniejowi zmieniono nazwę, a potem formułę. A może to i dobrze?
Do UlkiWielkieś mi uczyniła pustki w domu moim, Zbyszek "Dziadek" Dobrzyński, Rymki Dobrzynki albo słonko na codzień, Zgorzelec 1993 |
Zbyszek ostatnie lata życia cierpiał. Nie tyle od dopadających go chorób, co przez niemoc. W głowie kipiało wciąż od pomysłów, a ciało niestety odmawiało posłuszeństwa. Nie ma dobrego gaśnięcia. Zdrowe ciało - obumierający umysł, to marnotrawstwo i ciężar dla bliskich. Sprawna głowa vs. słabnące ciało = więzienie we własnej skórze.
Dawno temu na korytarzu dyrekcji KWB Turów Zbyszek opowiedział mi dowcip.
Przyszedł staruszek do lekarza z prośbą, by mu obniżyć potencję. Lekarz na to:
- Dziadku! Obniżyć potencję? Ile wy macie lat?
- 90 - odparł staruszek.
- I Wy macie jakąś potencję?
- Tak! Tu - wskazał pacjent na głowę. - I chcę ją obniżyć tu! - dodał pokazując dół swego ciała.
Zbyszek też miał potencję. Umysłową. Jeszcze kilka lat temu przez telefon planowaliśmy złożenie kolejnej Jego książki. Pozostała potencjalną...
Dziadku - wielkąś uczynił pustkę tym odejściem swojem...
Arkadiusz Lipin
*) ZAMYŚLENIA, Zbyszek Dobrzyński, Wrocław 2009
Poczytajcie DZIADOLOĄG - Zbyszek "Dziadek" Dobrzyński