Na temat Guślarza i okolic /w kontekście zagospodarowania tychże/ mówiło się swego czasu dość dużo. Jedne pomysły wypływały z częstotliwością większą, inne z mniejszą. Wahały się te okresy od roku - do czterech lat.
Te pomysły i obiecanki z okresów najkrótszych dotyczyły spraw "najprostszych", tez z najdłuższych, czteroletnich, celowały przestrzeń kosmiczną naszych ambicji i możliwości. W centrum sportów zimowych u stóp tegoż, na przykład... Gadanie owe na tematy proste, bardziej złożone, aż po zupełnie odjechane jak to często bywa, było tylko gadaniem. Nie zmaterializowały się chyba żadne z omawianych cudów. Przez ten czas nawet nie została oznaczona droga na szczyt. Nawet droga do podnóża szczytu, ani w tego podnóża okolice.
Pisałem już na ten temat kilkakrotnie, ale to pisanie również się w żadnym elemencie nie zmaterializowało. W tym roku postanowiłem, że będzie inaczej. Najpierw czyny, później słowa...
Pisałem kiedyś, że w okolicznych lasach pozostało sporo konstrukcji po przedwojennych ławeczkach, konstrukcje te pozbawione przez naturę i korniki desek sterczą tu i ówdzie przypominając, jak to kiedyś tutaj było, kiedy było jak na przedwojennych widokówkach. Wspominałem w jednym z wpisów, o łatwości z jaką można by te ławeczki odtworzyć. W dzisiejszym wpisie napiszę o łatwości z jaką jedną z ławeczek dało się odtworzyć.
Kamienne, nieraz betonowe słupki mają zamontowane płaskowniki, do których za pomocą śrub montowane były siedziska. Odkręcenie tych płaskowników nie stanowiło większego problemu, lekkie podgrzanie nakrętki propanowym palnikiem sprawia, że odkręcają się niemalże bez oporu.
Śruby montujące deski do płaskownika odkręciłem już w garażu na imadle, z pomocą palnika i innych sztuczek udało się odzyskać do ponownego użytku wszystkie kilkudziesięcioletnie śruby i nakrętki do nich. Znając już stan i wymiary śrub wraz płaskownikiem można śmiało zamówić w tartaku deski o odpowiedniej grubości. Poszło sprawnie, i już po kilku godzinkach deski gotowe czekały na odbiór. Wystarczyło zabrać je wraz ze śrubami z epoki i zupełnie współczesnymi narzędziami ku podnóżu Guślarza, gdzie czekały dwa kamienne słupki z osadzonymi przez dawnych mistrzów śrubami.
Postanowiłem zachować ławkę w stanie jak najbardziej oryginalnym, dlatego też nie było korygowane ustawienie słupków, a wszystkie elementy mocujące i składowe pozostawione oryginalne. Dzięki temu, że nie było wielkich odchyleń cały montaż nowych desek przebiegł sprawnie i bez komplikacji. Całość została skręcona próbnie, następnie zdjęta i pomalowana. Ponowny montaż to już tylko formalność, ławka stanęła w pełniej krasie w ciągu niespełna godziny spędzonej w pięknych okolicznościach przyrody.
Na pierwszy rzut oka ławka wygląda na krzywą, jednak po przyłożeniu poziomicy okazało się, że odchylenie od poziomu na całej jej długości wynosi 12mm. Czyli nie jest źle.
Odbudowa tej przedwojennej ławeczki zajęła mi około czterech godzin, nie wliczając wyprawy do tartaku po deski. Poziom trudności ? Praktycznie żaden. Satysfakcja? Duża.
Chciałem tym pokazać, że się da. Że samym gadaniem niczego się nie stworzy. Teraz rzecz najbardziej ciekawa:
Całość kosztów jakie poniosłem przy tej pracy, wliczając w to koszt dwóch desek o długości 150 cm i grubości 3cm, impregnatu do pomalowania, gazu i oleju do śrub nie przekroczyła 20 złotych.
To kosztowało nie więcej niż dwadzieścia złotych... Tylko tyle i aż tyle...
O ławkach i tym podobnych sprawach dotyczących Guślarza i okolic wspominałem już trzy lata temu, w tym wpisie.