Pierwszy w oczy rzuca się zakaz kąpieli. Dość nowe, lśniące znaki postawione tu wkrótce po tym, jak zakaz ów postanowiono odświeżyć, po czasie w którym nikt już nie zawracał sobie głowy jego przestrzeganiem, mimo ciągłego  jego obowiązywania. Znaki owe stały w miejscach, w których wydają się być najlepiej widoczne dla tych, którzy ów zakaz zwykli byli ignorować do tej pory z uwagi na poczucie martwoty nałożonego ograniczenia, i strawienia przez korozję znaków które zakaz wspomniany miały przypominać w latach poprzednich.


fot. punktpotrojny.blogspot.com

   Droga będąca w czasach zamierzchłych drogą łączącą ZatonieDziałoszynem  w latach tym czasom bliskim stała się drogą prowadzącą do sztucznego zbiornika wodnego zwanego "Dużą Zaporą" z obydwu tych miejscowości. Przy drodze owej stoją z dwóch stron zbiornika  kapliczki jakie wiosną fotografowałem. Tak dla przypomnienia.

   Więc droga ta biegnąca ku dołowi w stronę zbiornika kończy swój bieg lądowy w wodach zapory, od tej pory staje się drogą podwodną. Drogą tą podjechałem właśnie ku zbiornikowi, oczywiście bez zamiaru kąpania się w nim /wobec tego odświeżonego zakazu i nowiutkich znaków/. Co nie znaczy, że nie zażywałem w nim kąpieli w latach, gdy zakaz ten był zakazem martwym i nieprzestrzeganym.

   Droga wychodziła z zarośli na otwarty, słoneczny odcinek, by po kilkudziesięciu metrach zatopić się w wodach zbiornika. Na odcinku tym tuż przy linii wody rozłożone były dwa ręczniki. Po obu jej stronach. Na ręcznikach w kolorze krzykliwego błękitu siedziały dwie dziewczyny. Młode kobiety. Nieco korpulentne, paski ich strojów opasywały nieco korpulentne ich ciała w kolorze słabej kawy z mlekiem. Paski strojów w kolorze brzoskwiniowego krzyku i zielonego lamentu w punktach krzyżujących się łączone były pozłacanymi spinkami. Obok leżały chrupki i picie. Brzęczała jakaś muzyka z czegoś małego i plastikowego. Niebo było błękitne ze strzępiastymi chmurkami, woda zielonkawo - niebieska, lekko zmarszczona. Sielanka. Coś gdzieś brzęczało, gdzieś coś ćwierkało, Niedziela, albo sobota. Nie pamiętam.

   Obrazek był bardzo symetryczny, prosta wpadająca do wody droga, po obu stronach jej ręczniki z młodymi kobietami, po obu stronach ręczników tych zarośla wodne i latające wokół nich jakieś wodolubne owady.Linia wody i nieba przebiegać mogła w centralnej części kadru, postacie zawierały by się w regule trójpodziału, w pierwszej i trzeciej jego części. Kolorystycznie wchodziło by idealnie w emulsję Kodaka Ektara, zwłaszcza górna część obrazu, choć dolna jego część pasowała by do nieco oszczędnie naświetlanej Portry 160. Kucając ze średnioformatowym aparatem kadr ów można by w sposób kapitalny na ten materiał przenieść. Albo na jakiś drobnoziarnisty film srebrowy małoobrazkowy, wywołany w niskostężonym wywoływaczu wydobywającym każdy szczegół światłocienia między niebem z ziemią. Kobiety nie zwracały uwagi na moją obecność, siedziały do mnie tyłem. Do wody przodem. Nawet podchodząc bliżej można by utrwalić tę sytuacją komórką. Można by to zrobić.

   Ale się nie dało. Nic poza to co zapamiętane nie mogło być na żadnym materiale światłoczułym utrwalone, z banalnej przyczyny. Nie miałem przy sobie żadnego aparatu. Nawet komórki, której bateria niespodziewanie zakończyła żywot. Niczego. Mogłem sobie jedynie wszystko w głowie zaplanować i odjechać skąd przyjechałem. Z niczym.  Co też z braku innych możliwości uczyniłem.

    Nikt się nie kąpał.

Źródło: punktpotrojny.blogspot.com

Podziel się ze znajomymi!

W celu zapewnienia jak najlepszych usług online, ta strona korzysta z plików cookies.

Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie naszych plików cookies.