W zasadzie to tytuł powinien brzmieć „poczuj presję tych świąt”, bowiem zaczęło się… Wchodzisz do sklepu – bombki, choinki, dekoracje – na środku, dużo, coraz więcej… Włączasz telewizor – tak, magiczny napój zapowiada, że „coraz bliżej święta”. Do tego ma nową, wypasioną butelkę… Jeszcze zniczy na grobach nie zdążyłam zapalić, a w marketach już dekoracje wymieniali…
Maraton bożonarodzeniowy zmęczy nas jak konia po westernie, fot. bogatynia.info.pl
Czy dzięki temu bardziej odczuwamy świąteczny nastrój? Dwumiesięczne marketingowe preludium do trzydniowego konsumpcyjnego dzieła speców od PR. Przygotowania czas zacząć. Zaopatrzyć się w zapasy: puszek płynu, który łączy pokolenia przy stole, torebek barszczu, który smakuje „jak u mamy”, albo i u babci nawet, kremów czekoladowo-orzechowych pełnych energii. Długi termin przydatności, rozwiązanie idealne.
Z utęsknieniem czekam na pierwsze „Last Christmas”, równie nieśmiertelne jak „All I want for Christmas is you”. Nie mogę się doczekać, kiedy Kevin wreszcie znowu zostanie sam w domu, a z reklam będzie wypływała sama słodycz pierniczków z gotowej mieszanki tak realnych, że prawie można poczuć w domu ich zapach.
Świąteczne klimaty wyłazić będą z lodówki. Okaże się, że najlepszym prezentem są smartfony, abonamenty na super wypasione telewizje, komputer ze sklepu nie dla idiotów, albo nowy model samochodu znanej marki. A jeśli zabraknie gotówki? Nic strasznego, bo kasa zawsze będzie się zgadzać jeśli weźmiesz małą pożyczkę. Ewentualnie zadzwoń do pewnego ptaka z czerwonym dziobem. W banku przy dźwiękach kolęd z pewnością wysoka prowizja będzie mniej bolała. I tak sobie myślę, czy w tym roku w jednym z banków znowu spotkam strażnika Texasu, który wpadł po sianko na reniferze? A może zastąpi go Terminator i zrobi świąteczną rozpierduchę, a odchodząc powie „I`ll be ho ho ho back”?
Wszechobecne „ho ho ho” i „dzyń, dzyń, dzyń” mogą odbić się czkawką tak mocno, że poczujemy PRL-owską oranżadę z pierwszej komunii. Maraton bożonarodzeniowy zmęczy nas jak konia po westernie i dojdzie do tego, że do wigilijnego stołu usiądziemy nie z euforią i gromkim „HURRA JUŻ ŚWIĘTA!” na ustach, ale z ulgą, że mamy już to za sobą. A prawdziwie wesołe święta będą mili ci, co równie wesołe pieniążki przytulą, wyciągnięte, z mniej już wesołych, naszych portfeli.