6 maja Stowarzyszenie Sekcja Turystyki Rekreacyjnej „Bog-Tur” wybrała się tradycyjnie na, 52 „Lužicka Padesàtka” na Kristinke do Czech. Tras było kilka, każdy mógł wybrać na jaki odcinek chcę iść. Część grupy wybrała się na 15 km, a część na 50 km. Pogoda na początku nas nie rozpieszczała. Deszcz towarzyszył nam do pierwszego szczytu Töpfer, na którym był pierwszy punkt kontrolny. Po przybiciu pieczątek oraz poczęstunku ruszyliśmy w dalszą drogę.
Dalej pogoda była już znacznie lepsza, słońce zaczęło się przebijać niczym gość naszej wędrówki. Kolejny szczyt to Luž – zaliczany do korony Sudetów. Góra na pozór niska (793 m n.p.m.) ale już po kilku kilometrach okazała się wymagająca. Dość silny wiatr nie pozwolił nam długo cieszyć się widokami z tego szczytu. Schodząc, mogliśmy poczuć zapach wiosny. Zielone krzewy, pierwsze kwiaty i śpiew ptaków, to jest to co lubi chyba każdy. Szybko dotarliśmy do drugiego punktu kontrolnego, w którym mogliśmy sie posilić, uzupełnić płyny. Kiedy ujrzeliśmy kolejny szczyt – Hochwald (749 m n.p.m.) nie mogliśmy uwierzyć, że uda się go „zdobyć” jeszcze dziś. W kolejnym punkcie kontrolnym posililiśmy się i z niedowierzaniem poszliśmy wytyczonym szlakiem, który nas doprowadził na sam szczyt Hochwaldu. Po ponad 30 kilometrach trasa wydawała się szczególnie ciężka, jednak widoki ze szczytu wynagrodziły ten trud.
Pogoda zrobiła się wyśmienita. Każdy kolejny krok zbliżał nas do celu. Kiedy dotarliśmy do kolejnego punktu kontrolnego, w Lückendorfie, na 40,4 km okazało się, że już nikogo nie zastaliśmy, choć nie było ograniczenia czasowego, a my nawet, jak się później okazało nie byliśmy ostatni.
Ostatni punkt to Popova Skala (565 m n.p.m.). Kiedy dotarliśmy na metę, zaczął już zapadać zmrok. Organizatorzy przywitali nas gorącymi oklaskami. Otrzymaliśmy nagrody oraz pamiątkowe dyplomy. Widząc nasze zmęczenie, organizatorzy upiekli nam kiełbaski, za co byliśmy im bardzo wdzięczni.
Cieszymy się, że udało nam się ukończyć tak trudny Rajd. Mimo zmęczenia byliśmy zadowoleni i w dobrych humorach powróciliśmy do Bogatyni.
Relacja Barbara Otrociuk
Zdjęcia Marzena Drozdowska