Łukasz Łukasz ''Lucass'' Krzesiewicz, fot. Goldmoon/facebook.comŁukasz ''Lucass'' Krzesiewicz pochodzi z Bogatyni. Tu stawiał swoje pierwsze kroki muzyczne. Dziś jest genialnym bębniarzem, znanym i cenionym w Polsce. Zadaliśmy Lucassowi kilka pytań

Łukasz Łukasz ''Lucass'' Krzesiewicz ma dopiero 27 lat. Jego dorobek muzyczny jest imponujący. Z zamiłowania jest jak samów ekstremalnym perkusistą metalowym. Gra i koncertuje w wielu zespołach muzycznych (Sammath Naur, Crionics, Esqarial, Gnida, Rebelium, Omnious Grief, Silent Eternity, Tehace and Thy Disease), nagrywa jako muzyk sesyjny, prowadzi lekcje, wydaje instruktaże na płytach DVD, prowadzi blogi, zajmuje się reklamą oraz biznesem. Wszystko pod jednym hasłem: bęben.

bogatynia.info.pl: Na perkusji gra się trudno, jest to chyba najtrudniejszy instrument do nauki. Jak to zrobić, by grać dobrze, w dodatku szybko i jeszcze widowiskowo?

Łukasz ''Lucass'' Krzesiewicz: Hmm, wydaje mi się, że perkusja nie jest jakimś wyjątkowo trudnym do opanowania instrumentem. Jednemu wejdzie w krew od razu, inny będzie potrzebował lat na zrozumienie praw nim rządzących. To jak z językami: jeden język przyswajamy z niewiarygodną łatwością podczas gdy inny przysporzy nam na tyle problemów, że nie będziemy w stanie się go nauczyć. Zasady rozwoju w grze na bębnach są przypuszczalnie jednakowe jak w przypadku wszystkich innych instrumentów, trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i dodatkowo jeszcze od czasu do czasu trochę poćwiczyć… (śmiech) Sam trening jednak nie zastąpi naszej wyobraźni muzycznej, której twory urzeczywistniamy za pomocą naszego ciała oraz instrumentu będącego jego przedłużeniem.

Jesteś nie tylko muzykiem, ale również pedagogiem – wydałeś m.in. DVD z kursem nauki gry. Jak to jest uczyć innych?

Sam siebie nigdy nie nazywałem muzykiem. Uważam, że uwłaczałoby to wszystkim wykształconym kolegom po fachu, dysponującym dyplomami uczelni muzycznych. Jestem raczej instrumentalistą - pasjonatem i muzykantem-samoukiem, który nigdy nie pobierał oficjalnych lekcji gry na instrumencie. Co zaś się tyczy DVD, postanowiłem skorzystać z umiejętności pedagogicznych zdobytych na studiach oraz w pracy w szkole, zebrać do kupy najistotniejsze zagadnienia z dziedziny perkusji. Dokładnie je wytłumaczyć, zademonstrować i wyprodukować w profesjonalny sposób. Efekt? W tym roku powstanie druga część (śmiech). Próbowałem także swoich sił jako pedagog, u którego można uczyć się bezpośrednio, jednak brak czasu i ciągłe zmiany miejsca zamieszkania nie pozwoliły mi na dłuższe działanie w ten sposób. Inną formą nauczania są warsztaty, czy to objazdowe, czy pisemne – obecnie redaguję także rubrykę w „Magazynie Perkusista” na temat technik gry stopami (śmiech). Wszystkie te formy są OK. Nie wzbraniam się przed żadną z nich a wręcz odnajduję satysfakcję w tym, że jestem kogokolwiek w stanie nauczyć czegoś dlań pożytecznego.

Łukasz Łukasz ''Lucass'' Krzesiewicz, fot. qbanez/facebook.comOstatnio zostałeś „twarzą” znanej firmy produkującej perkusje, to chyba znak kunsztu i wysokiego poziomu? Jak ty to odbierasz? Czy trudno „zdobyć” taki kontrakt?

Bęben, od kiedy pamiętam, był moją największą miłością i pasją. Chciałem grać najlepiej jak potrafię, złamać pewne bariery, nie być po prostu kolejnym przeciętnym perkusistą. Po tych kilkunastu latach spędzonych w dużej mierze na konsekwentnej pracy nad sobą, nad swoim warsztatem i stylem, ktoś zauważył ogrom pracy i serce jakie wkładam w to co robię i w konsekwencji zaproponowano mi układ typu: „graj pod naszą banderą”. Firma MAPEX, bo o niej mowa, to jeden z największych producentów instrumentów perkusyjnych na świecie. Dano mi wolną rękę wyborze instrumentarium, współpraca przebiega w bardzo przyjaznej i luźnej atmosferze – nie mam powodów do narzekania (śmiech).

Oprócz grania i uczenia prowadzisz jeszcze blog muzyczny, kanał na You Tube, aktywny profil na portalu społecznościowym, sklep, stronę internetową... Czy perkusja to sposób na życie? Czy masz czas jeszcze na inne rzeczy?

W moim przypadku nie ma innego sposobu na życie. To zabrnęło już za daleko, nie ma możliwości odwrotu. Prawdą jest, że im więcej obowiązków tym więcej czasu ma się do dyspozycji. Człowiek jest wtedy lepiej zorganizowany, dokładnie planuje każdy dzień. Oprócz wymienionych przez Ciebie pożeraczy wolnego czasu, zawsze znajdę chwilę na gotowanie, spacer, wypadzik na koncert, przejażdżkę autem za miasto, spotkanie ze znajomymi, dalszą wycieczkę czy relaks u boku mojej Pani domu. Na więcej hobby chwilowo brakło czasu, jednak w najbliższym czasie to z pewnością ulegnie zmianie (śmiech).

Czy z perkusji da się wyżyć?

Da się. Wystarczy być aktywnym, co z kolei nie jest łatwe z uwagi na charakterystykę środowiska „metalowego” w Polsce. To z kolei może prowadzić do spospolicenia danej osobowości, przejedzenia jej nieustanną obecnością w każdym zakamarku. Wyczucie umiaru jest także istotną cechą, którą powinieneś posiadać jako niezależny finansowo instrumentalista-muzykant. Udało mi się przez pewien czas utrzymać ten balans, jednak wraz z upływem kolejnych lat jako osobna bezrobotna uznałem, że potrzebuję większej stabilności finansowej. Stąd pomysł na biznes. Jest on stricte związany z bębnieniem więc czuję się jak ryba w wodzie (śmiech).

Mimo młodego wieku Twoje dossier muzyczne jest bardzo bogate? Czy są przed Tobą jeszcze jakieś wyzwania?

O kurcze… Jest ich cała masa i ciągle tych wyzwań przybywa. Na jedno osiągnięte powstaje natychmiast kilka nowych (śmiech).

Grałeś kiedyś w bogatyńskich zespołach, jak wspominasz te czasy? Czy śledzisz kariery muzyczne swoich kolegów?

To były bardzo fajne, beztroskie lata – wspominam je bardzo miło (śmiech). Pierwsze dźwięki, próby, pierwsze koncerty, nagrania, imprezy… Było wybornie, a bogatyński klimat bardzo sprzyjał rock&roll’owemu stylowi bycia. Pamiętam np., że grałem na bębnach w mieszkaniu, w kamienicy w samym centrum miasta. To był odjazd! Trwało to jakieś cztery lata, do czasu aż cierpliwość sąsiadów się skończyła. Potem zaczęły się kłopoty ze strażą miejską, następnie wkroczyła do akcji policja i… Trzeba było zmykać (śmiech). Obecnie z tego co się orientuję, większość kumpli, z którymi wtedy wspólnie hałasowaliśmy dała sobie z tym spokój. Założyli rodziny, mają „normalną pracę”… Są jednak i tacy, których miłość do muzyki nie zeszła na dalszy plan. Ciągle pozostaję w kontakcie m.in. z Krystianem ‘K-jah’ Walczakiem (Rastasize, Sweet Love Riddim Project) oraz Grzegorzem Duszą (Jabbadub). Z tym pierwszym mamy w planach małą kolaborację. Drugi zaś to mój wspaniały przyjaciel jeszcze ze szkolnej ławy, z którym przy każdej możliwej okazji udaje się wychylić piwko lub dwa.

Jakie są Twoje marzenia, te muzyczne i te „zwykłe”?

Moje marzenia to bardziej cele i zamierzenia, jakie stawiam przed sobą samym. Te muzyczne przeplatają się z tymi pozamuzycznymi, zazębiają się w jednolitą wizję przyszłości, którą konsekwentnie realizuję. Jest tego bardzo dużo. Nagranie wielu dobrych płyt, wydanie kolejnej części DVD, zdobycie tytułu czempiona WFD (World Fastest Drummer – eng. „Najszybszy Perkusista Świata”) na oficjalnych mistrzostwach świata odbywających się w USA podczas największych targów muzycznych NAMM Show, zorganizowanie pierwszych w Polsce oficjalnych mistrzostw WFD… To tylko niektóre z wieeeelu muzycznych planów na najbliższą przyszłość. Prywatnie chciałbym w końcu się ustabilizować, żyć zdrowo i spokojnie z moją Panią przy boku, mieć psa, podróżować i móc grać w każdej chwili, w której przyjdzie mi na to ochota (śmiech) To chyba nie jest zbyt wiele… (śmiech)?

Czego można życzyć perkusiście?

Najczęściej życzy się „połamania pałek” jednak ja najzwyczajniej w świecie życzyłbym sobie po prostu „powodzenia!” (śmiech).

Bardzo dziękuję za tę bardzo przyjemną rozmowę oraz zawartą w niej sentymentalną podróż w czasie (śmiech)

Również dziękuję bardzo!

Pytania zadał Marcin Siennicki

Podziel się ze znajomymi!

W celu zapewnienia jak najlepszych usług online, ta strona korzysta z plików cookies.

Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie naszych plików cookies.