UMiG Bogatynia - widok od strony ul. Waryńskiego, fot. bogatynia.info.plWszystko wskazuje na to, że Internet to ostatni w Bogatyni środek przekazu, dzięki któremu docierają do mieszkańców informacje, jakich nie można usłyszeć w telewizji czy radiu. I jakich tym bardziej nie uświadczysz w urzędowym biuletynie „Bogatynia”. Słowa, które radni usłyszeli na sesji 9 grudnia, nieodparcie nasuwają skojarzenia z Kubą, Białorusią czy Rosją pod rządami Putina

Otóż w trakcie obrad pan burmistrz oznajmił, iż brak transmisji z przebiegu obrad w lokalnej telewizji (podobnie jak i poprzedniej sesji), to wynik oszczędności. Oczywiście, nikt nie przedstawił radzie żadnego programu oszczędnościowego, czego nieraz się domagałem. Bo i owszem, w naszym budżecie jest wiele miejsc, które wymagałyby redukcji. Wystarczy zajrzeć choćby do rozdziału „Urzędy gmin” w budżecie na rok 2011. Znajdziemy tam na przykład setki tysięcy złotych, przeznaczonych na tak zwaną promocję gminy, jak również ogromne kwoty na wydatki okolicznościowe czy dość enigmatyczne zadania pod hasłem „zakup usług pozostałych”. Nie jest to miejsce na szczegółową analizę wydatków – kto zechce, może znaleźć budżet Bogatyni na stronie urzędu. Trudno jednak nie zapytać, dlaczego szuka się oszczędności akurat na emisji przebiegu sesji?

Nie twierdzę, że debaty radnych są dla każdego szczególnie interesujące. Jednakowoż łatwo zauważyć, iż żywa relacja z obrad pozwala zainteresowanym mieszkańcom samodzielnie wyrobić sobie zdanie na wiele problemów. Nie dają takiej szansy relacje zmontowane przez Wydział Komunikacji Społecznej. Nie daje takiej szansy brak relacji radiowej. Nie daje takiej szansy wspomniany wyżej biuletyn.

Co ciekawe, pan burmistrz nieraz próbuje obrazić radnych, sugerując, że chcą się pokazać w telewizji. Z takimi absurdalnymi sugestiami trudno polemizować, zważywszy zwłaszcza, czyja to twarz nader często wyziera z ekranu czy ze starannie dobranych fotografii… Czy zatem powodem braku emisji nie jest waga poruszanych tematów? Może to, że radni dopytują się o koszty niektórych inwestycji? O coraz większe kredyty? Albo o przyczyny strat, generowanych przeważnie przez spółki, przez zakład budżetowy lub SPZOZ? O transfery z budżetu gminy do spółek, dzięki którym mieszkańcy zrzucają się na przegranych polityków? Czy też chodzi o to, aby nie upowszechniać wiedzy o tym, jak pan burmistrz zwleka z odpowiedziami na niektóre interpelacje?

Można jedynie domniemywać, jaka jest prawda. Co jednak zdumiewa jeszcze bardziej, to reakcja wiceprzewodniczącego rady, kiedy uznałem tłumaczenie burmistrza za żart. Otóż pan wiceprzewodniczący Lipko wyraził zdumienie, że nie poparłem tak istotnych oszczędności, chociaż zawsze o oszczędzanie zabiegam. Przyznam, że do łez mnie rozbawił ten brak zrozumienia. Jakże to, pan wiceprzewodniczący Rady Gminy i Miasta, organu sprawującego wobec burmistrza funkcję kontrolną, nie wie, jak ważną w tym rolę odgrywa dostęp do informacji publicznej? Pewnie został przekonany słowami burmistrza, iż nie ma potrzeby relacjonowania sesji w telewizji. Wszak KAŻDY może sesję obejrzeć na żywo w Internecie. Rozumiem, że w czasie pracy? To był żart jeszcze lepszy.

I tak to sobie pożartowaliśmy na sesji - doprawdy szkoda, że Państwo tego nie widzieli. Na pociechę dodam, że na Kubie, Białorusi i w Rosji „ciemny lud” przestał już wszystko kupować. Ale to Państwo wiedzą – przecież żyjemy w wolnym kraju.

Z poważaniem wobec wszystkich zainteresowanych –
Jerzy Wojciechowski

Podziel się ze znajomymi!

W celu zapewnienia jak najlepszych usług online, ta strona korzysta z plików cookies.

Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie naszych plików cookies.