11. Festiwal Działań Muzycznych za nami. Wczoraj na wzgórzu „Obserwator” pojawił się tłum, którego to miejsce jeszcze nie widziało
Jak szacują organizatorzy przez cały Festiwal mogło przewinąć się nawet 3,5 tys. fanów, fot. Remigiusz Naruszewicz
Kilka godzin doskonałej muzyki w wykonaniu gwiazd sceny polskiej i światowej zgromadziły na bogatyńskim wzgórzu tłumy publiczności. Jak szacują organizatorzy przez cały Festiwal mogło przewinąć się nawet 3,5 tys. fanów. Podobny tłum festiwalowa scena widziała 11 lat temu, na 2. edycji, kiedy zagrał Daab i Pudelsi.
Impreza zaczęła się z lekkim poślizgiem występem miejscowej formacji Two Faces. Muzycy bogatyńskiej kapeli byli konferansjerami, zapowiadającym kolejne świetne zespoły. W dalszej kolejności na festiwalowej scenie pojawiła się gdańska formacja Milczenie Owiec. Charyzmatyczna wokalistka zaskarbiła sobie serca publiczności i długo po koncercie rozdawała pod sceną autografy (szczególnie męskiej części przybyłych uczestników).
Prawdziwa kulminacja muzycznej esencji rozpoczęła się od pierwszych głębokich basów reggae’owych składów. Bakshish, Rastasize i Jamal grali w fali nieustającej ekscytacji publiczności, która do samego końca napełniała festiwalowe wzgórze. Bakshish powoli rozgrzewał publiczność swoim hitami, które znali wszyscy, doskonały kontakt z publicznością sprawiał, że ni chciano ich wypuścić ze sceny. W kolejce czekały jednak kolejne doskonałe zespoły. Rastasize z Jamajczykami w chórkach i sekcji rytmicznej oraz z bogatynianinem na gitarze prowadzącej porwał festiwalową publiczność. Mało koncertują, ale tak dobrego koncertu chyba jeszcze nie zagrali. Kumulacja emocji była na Jamalu. Do późnych godzin nocnych duch Festiwalu Działań Muzycznych unosił się jeszcze nad Bogatynią. Organizatorzy wspólnie uznali, że takiej edycji jeszcze nie było i zanosi się na to, że będą następne…
Na razie kilka zdjęć Remigiusza Naruszewicza, ale odwiedzajcie główną stronę FDM-u (festiwal.bogatynia.info.pl) i profil na Facebook’u – tam wkrótce pełna fotorelacja i relacje filmowe.