Na przykładzie wydarzeń, które zbulwersowały Olkusz, chciałbym pokazać, że kontrola nad wydatkami samorządów w Polsce daleka jest od ideału
Parę dni temu Radio Kraków podało informację o skierowaniu do sądu aktu oskarżenia przeciw pracownikom samorządowym, którzy przez cztery lata oszukiwali na paliwie urząd miasta i gminy Olkusz. Afera wybuchła w sierpniu 2011 roku. Według „Przeglądu Olkuskiego”, nieprawidłowości wyszły na jaw, kiedy zaczęto się przymierzać do szukania oszczędności w budżecie i postanowiono przeprowadzić audyt wewnętrzny.
Kontrola wykazała, iż znacznie zawyżano zużycie paliwa przez mercedes vito - jeden z dwóch samochodów, pozostających w dyspozycji urzędu. Jak wyliczono, ów mercedes miał przez pierwszą połowę 2011 roku spalić 10 tysięcy litrów paliwa. Przyjęto, że ten typ samochodu spala maksymalnie 15 l paliwa na 100 km – z tego zaś wynikało, iż musiałby dziennie przejechać niemal 400 kilometrów.
Zespół kontrolny sprawdził też gospodarkę samochodową urzędu w Olkuszu w latach 2007 – 2010. Przez cztery lata na paliwo do dwóch samochodów wydano niemal 300 tys. zł, a według obliczeń zespołu powinna to być kwota pięć razy mniejsza – około 60 tys. zł. W pierwszym półroczu 2011 roku koszt paliwa wyniósł ponad 55 tys. zł – zdaniem audytorów, kwotę tę zawyżono o 43 tys. zł. Jak wyliczył zespół kontrolny, miasto w sumie straciło około 280 tysięcy złotych.
Kontrola ujawniła między innymi fałszowanie dokumentów, dotyczących przejechanych tras oraz zapisów książki serwisowej. Wydział ogólny nie zadbał o właściwy nadzór nad wykorzystaniem służbowych samochodów, nie pobierano i nie rozliczano kart drogowych. Stosowano karty drogowe, nazywane „miesięcznymi”, które nie pochodziły z urzędu i nie były drukami ścisłego zarachowania.
Najciekawsze jest, że przez wiele lat nikt niczego nie zauważył, a może zauważyć nie chciał: „wcześniej żadna kontrola – ani wewnętrzna komisji rewizyjnej w urzędzie, ani zewnętrzna regionalnej izby obrachunkowej – nie wykazała nieprawidłowości”. Kiedy aferę ujawniono, burmistrz Olkusza tłumaczył, że wszelkie kontrole dokumentów, zarówno pod względem merytorycznym, jak formalnym i rachunkowym, nie budziły żadnych zastrzeżeń, dlatego nie było możliwe stwierdzenie, iż zużycie paliwa jest zawyżone.
A przecież wystarczyło trochę prostych wyliczeń i zdrowego rozsądku. Ta historia pokazuje, że nawet jeśli coś się zgadza pod względem formalnym, nie musi to oznaczać, iż nie budzi zastrzeżeń. Dlatego tak potrzebna jest przejrzystość wydatków publicznych – nieważne, czy chodzi o miliony, czy o tysiące złotych. Głośna ostatnio afera z udziałem działaczy PSL pokazuje, że z tą przejrzystością bywa różnie nawet na szczeblu rządowym.
Zabiegając o przejrzystość, nieraz pytałem publicznie, dlaczego w sprawozdaniach z wykonania budżetu nie podaje się kwot, wydawanych na paliwo do samochodów, będących w użytkowaniu UMiG Bogatynia (wydatki na paliwo Straży Miejskiej, OSiR czy na dowożenie uczniów są wyodrębnione). Na pytanie o podstawę przygotowania zamówienia na paliwo, 3 kwietnia Wydział Organizacyjno – Prawny odpowiedział, że „sporządzono wycenę szacunkową planowanego zakupu paliwa do samochodów służbowych na podstawie analizy wydatków z roku 2011”.
Nie mając takiej analizy przed sobą, można zużycie paliwa obliczyć wyłącznie na podstawie ilości, zamawianych w przetargach. A z nich wynika, że na jeden samochód przypada około 40 litrów paliwa dziennie, wliczając dni wolne od pracy. Naturalnie, należy przestrzec przed wyciąganiem łatwych wniosków, gdyż potrzeby w różnych gminach są różne. Jednak gwoli przejrzystości, nic zapewne nie stoi na przeszkodzie, aby publicznie przedstawić i uzasadnić koszty paliwa do służbowych samochodów.
Jerzy Wojciechowski