W Bogatyni już rzadko kogo dziwią efekty wandalizmu i perfidnego złodziejstwa, bo inaczej nie można tego nazwać
Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie pewna pani, która wyprowadzając psa w rejonie ulicy Styki zbulwersowała się widokiem wyrwanego drzewka. Podrażnienie nie było spowodowane tym, że pies nie miał się gdzie załatwić, a ludzka perfidia. Tytułowe słowa padły, kiedy powyrywano świeżo dosadzone drzewka – na moje oko cyprysy szczepione na pniu. Dosadzone, bo już kiedyś podobne ukradziono. Tu należy się przypomnienie. Około dwóch lat temu gmina remontowała chodniki i parkingi na terenie ulic Styki i Warszawskiej. Przy okazji układania kostki betonowej zadbano również o klomby, skwerki i trawniki. Posadzono również kilkadziesiąt wspomnianych cyprysików.
Kilka krzewów się nie przyjęło, a kilka zginęło. Nie była to śmierć botaniczna, a wprawne ręce nocnego złodzieja, który kradł pod osłoną nocy. Nie mogło być ładnie, bo po co? Szczepiony na pniu krzew wart jest około 50 zł – wartość czynu zabronionego znikoma. Tylko co zrobić z ukradzionym drzewkiem? Sprzedać – wątpliwe, przesadzić na działkę, balkon, a może na złość…
Mój znajomy działkowicz opowiadał mi historię, że boi się zostawiać etykiety gatunkowe przy nowych, świeżo wsadzonych drzewkach i krzewach. Choć bardzo lubi je mieć - bo zanim zaczną owocować zapomina co wsadził – odrywa papierki od razu. Drzewko z pozostawioną etykietą botaniczną na pniu jest idealnym drogowskazem (a raczej drzewo wskazem) dla złodzieja. Wydaje się krzyczeć tekstem z karteczki: jestem świeże, nowiutkie, łatwe do wyrwania i posadzenia w innym miejscu.
W przypadku kradzież jabłoni, gruszy, czy śliwy jestem jeszcze w stanie zrozumieć złodziejskie umysły. Ukradzione drzewo może mocno zaowocować w przyszłych latach. Owoce bogate w cukry proste i białko jedzone w nadmiarze mogą zaszkodzić naszej figurze. Nie będzie można latem wystąpić w bikini na. Dlatego trzeba jeść owoce z drzew kradzionych wszak kradzione… Tylko do czego mogą przydać się ukradzione cyprysiki?