To było jak plaśnięcie w szybę, jak błysk flesza, fot. PitfallTo było jak plaśnięcie w szybę, jak błysk flesza, wtargnięcie w pole widzenia – jak między smugami na szybie widoczny – jest – nie ma - jest... Zielony.

Wyszedł zza ściany na parking, z zasyfiałego zakątka na wymuskany polbrukiem plac przed kapliczką zbytku, taniego, nic niewartego. Lekko pochylony, jakby dociśnięty niewidzialnym ciężarem. W półuśmiechu, rozejrzał się, poprawił rękawy, dopiął suwak. Czapka głębiej na czoło – niby jeden z wielu.

Zapaliło się zielone światło, rusza kawalkada oczekujących, raźno przed siebie, zielone zostaje z tyłu. Zielony zostaje z tyłu...

Ciekawe, co tam na wschodzie?

Do podziemi zszedłem grubo przed czasem, wprost pod jarzeniówkami wolne krzesła, z boku cztery zajęte- jestem piąty – mam czas, jestem w komitecie, nie przepadnę. Potrzaskane miętolą na kolanach torebki, potrzaskani huśtają saszetki, na kciuku – między kolanami.”To ja wrócę, za chwilę” - „dobszszsz” - znaczy – ok.

Odwiedzam salonik prasowy, jest chwila, zobaczymy co tam na wschodzie, - „dzień dobry” - „...bry”. W kolejce stoi Zielony, ”przykurzony”, widać że świeżość to już przeszłość, mimo to coś nie pasuje do wizerunku włóczęgi, no i - na pewno nie jest stąd. Odziany w dobrej klasy, markowe ubrania, już znacznie wybrudzone, na nadgarstku jeszcze zegarek, na nogach natomiast jakieś zupełnie przypadkowe szmaciane tenisówki... Brudnymi, drżącymi rękami odliczył należność za wysuszoną zapiekankę, resztę chowa do wypchanej szpargałami kieszeni. Na wierzchu w oczy się rzuca duża paczka strzykawek, jakaś bułka, papier, nędzarskie wyposażenie, „do przeżycia”. Wyszedł powoli, bez słowa.

- Dla pana?

- Tygodnik poproszę. Dziękuję.

Znikł.

Wracam w podziemia, szukam miejsca – o tu, pod lampą, (zobaczymy co tam na wschodzie), siadam wygodnie, rozkładam – pierwsza strona. Czerwony się poruszył.

- Panie, widział pan? Z zięciem nieślim takie bele, o, długie, ja z przodu jak on puścił, ja kolanem zatrzymał, o tu, tak tyłem, napuchło, zastrzyki brałem – myśli pan – pomogą?

- Pewnie tak - pocieszyłem Czerwonego, wracam do lektury, bo ciekawym bardzo, cicho siedzę, nie prowokuję go - ciiii... Czytam.

- „A myśli pan, że prywatnie lepiej, może w Zgorzelcu, tu on mi nawet nie prześwietlił, mówi że rzepka, no w sumie kolano to nie głowa, żeby zaraz latać – ale tu puchnie, o zobaczy jak, o tu...”

Udaję głuchego, Czerwony opowiada, tu czytam o wojnie w Afryce, nie mogę się skupić, zaczyna się  wiercić, stękać, nogę prostować, kolejka idzie, z boku dołączają inne, bardziej niewiarygodne opowieści...

Fioletowy nie wstał zza biurka, twarz jego obrazem zeszłonocnych zmagań z bólem istnienia, coś pomiędzy „rubaszna – znudzona”, wymiętolony, niepewny... Gdzieś jeszcze ślady „dawnej świetności”, zacierają się, zmywają – ale jeszcze widoczne...

- Biały pana tu przysłał?

- Tak, chciałby żeby pan zobaczył, bo myśli że coś widzi.

- On ślepy jest i stary, he he, ja napiszę, niech założy okulary i przeczyta, tu papier, zaświadczenie proszę...Pływać. Dużo pływać. No, do widzenia

Jestem wolny, chowam papier w gazetę, czas dobry, zbieram się...

- „W zeszłym tygodniu to tu dopiero było ludzi, a późno przyjechał, i zły jakiś, tak szybko załatwiał wszystkich, a dziś tu jak ten pan to my we cztery, już od pierwszej...”

- Do widzenia.

Idę przed siebie, doczytuję, przeglądam, myślę... Mijam.

Wracam, tą samą drogą, zięć odbiera Czerwonego, pakuje go do golfa, Czerwony zmaga się ze sztywnym kolanem, sadowi w niedużym kompakcie, Fioletowy dalej niech zmaga się z dniem, Biały pewnie Fioletowemu nie uwierzy, potrzaskani poczłapią do domów zmagać się ze sobą, ja doczytam przy herbacie, zwykłe życie, codzienność, powszedniość, swojskość... Mniejszy lub większy ciężar.

Chyba mignął Zielony... Zastanawiam się czy już zupełnie abdykował z życia, czy może po prostu powiał mu boczny wiatr – jak sądzę – nie pierwszy raz? Może wróci i znów zleci. Może wróci i zostanie...Może da zakołysać się na śmierć... Może zostanie bohaterem kolejnej naprawdę smutnej historii, takiej, jaką sobie sam napisze?

Pewnie nic go nie obchodzi, co tam na wschodzie...

Pitfall 2011
--------------

{jb_info}Powiązane artykuły:{/jb_info}

Podziel się ze znajomymi!

W celu zapewnienia jak najlepszych usług online, ta strona korzysta z plików cookies.

Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie naszych plików cookies.