Tak myślę sobie nieraz, zastanawiam się. Próbuję wydumać - czy satelita, księżyc, słońce - są wysoko, czy też daleko ? Siedzę i myślę, zerkam w górę - już prawie mam odpowiedź, następnie w prawo - lewo - dół. I już tej odpowiedzi nie mam. Nie mam tej, ale w jej miejsce mam inną...
Taką odpowiedź mam bezpieczną, odpowiedź jakiej zwykły jestem udzielać tam, gdzie wymaga się kategorycznego zajęcia miejsca, zdania, miejsca którego zająć bym nie chciał aż tak bardzo - czy to z powodu poglądów które nie chciałbym eksponować darmo, ewentualnie dla dyplomacji, dla utrzymania się w miejscu, w którym lewituję w chwili gdy pytanie takie otrzymuję prosto w czoło. W sytuacji oczywiście, gdzie odpowiedź nie ma wpływu na moje bycie lub niebycie, a jedynie o niewiążące zajęcie miejsca, o którym wyżej wspomniałem. Wtedy odpowiadam:
"Zależy, jak na to spojrzeć"...
Patrzę w górę. Na słońce lub księżyc. Na lecące wbrew prawom fizyki potężne samoloty. Na satelity /podobno je widać w bezchmurne niebo przez lornetkę kupioną kiedyś od wycofującego się czerwonoarmiejca/. Na gwiazdy nawet. Wysoko. Jak patrzę w górę, to mam je wysoko. Bo patrzę stąd i tam. I jest tak właśnie.
Ale jak patrzę stamtąd, to już jest inaczej. Tak myślę, bo nigdy oczywiście stamtąd nie patrzyłem. Widzę kontynenty /oczami wyobraźni/, widzę oceany, widzę bieguny. Widzę Chiński Mur. Widzę szkoły podstawowe. Widzę gimnazja. Widzę przemieszczające się po kontynentach między oceanami, zbiegające z okolic Wielkiego Muru ku podstawowym szkołom i publicznym gimnazjom całe konstelacje żółtych kropeczek. Całe roje ich. Całe drogi. I mówię tak, co widzę oczami wyobraźni - całe miliony żółtych butów. Cytrynowożółtych, limonkowożółtych. Wściekle żółtych.
Taki model którego nazwy nie wypowiem. Nie wypowiem, bo nie zapamiętam jej, marki jest znanej nawet dzieciom - natomiast model nazwany został tak... Niewypowiadalnie. Przynajmniej dla mnie. Jest żółty, tak żółty jak nie wiem co. Bo chyba tak żółte we wszechświecie są tylko te buty właśnie. Widoczne z kosmosu, tak sobie wyobrażam. Lekkie i podobno w chodzeniu wygodne. Tylko że żółte.
Takie buty Dziadek, to w sam raz, w sam raz na twoją nogę. Będziesz lata całe śmigał, bo nie chodzisz dużo i stopa ci już nie rośnie" - młody, któremu noga rośnie z nas wszystkich najszybciej, właśnie przeskoczył w tym dziadka. W stopie o palec, we wzroście o dwa. Albo i trzy. Zmierzyli się właśnie. Właśnie dodał sobie splendoru. Dorosło mu się właśnie. O numer więcej.
"Tych już nie potrzebuję, wyrosłem, teraz to już są dobre na ciebie. Zmierz na sobie. Dobre? Widzisz!" - dziadek kończy sznurować, podwija nogawkę, palcami rusza jakby wściekleżółtą powłokę chciał wielkim paluchem wypchać jak brzuch anakondy pożarty przez nią kozioł. Kręci stopą obutą w lewo i prawo, tupie, staje, wygina się w kostce i gibie tył - przód. Mówi że od wnuka buty, że takie czasy, że wyrósł chłop nie wiedzieć kiedy, a malutki taki był. Drugiego wkłada, robi trasę od fotela do okna i z powrotem. Dobre ! - mówi - no dobre są ! Śmiejemy się. Radość taka, wnuk taki, syn taki. Te buty żółte, że dobre. Ciasto, kawa, domowa naleweczka. W tych butach żółtych. Koniec lata.
"Tylko nie wychodź w nich na miasto" - M. wtedy mówi, popija kawą placek, rzeczowo mówi, przemyślała to co mówi. Coś ją tknęło.
"Jeszcze ci zdjęcie zrobią na mieście w tych butach, zaraz cię wypatrzy ktoś i zrobi zdjęcie. Przecież te buty rzucają się w oczy. JE WIDAĆ NAWET Z KOSMOSU" - M. zerka na mnie, że ja niby zerknąłem z kosmosu i opowiedziałem co widziałem, te buty właśnie widziałem żółte.
Dziadek nie bardzo rozumie, buty wygodne, nie znoszone. Mogą być. Ale zdjęcie?
"Będę na zdjęciu w tych butach?" dziadek nie wierzy własnym uszom - "tak, możesz być, raczej będziesz" - M. ciągnie temat zagrożeń.
"Ale to dobrze, czy źle, że ja w nich na tym zdjęciu będę?"
I tu właśnie nastał czas w odpowiednim miejscu na bezpieczną odpowiedź:
"Zależy, jak na to spojrzeć"...
Źródło: punktpotrojny.blogspot.com