Ciekawe, ile jeszcze razy będzie okazja powiedzieć "całe szczęście w tym nieszczęściu, że chodnikiem nikt nie szedł..."
Z dwojga, a nawet trojga złego wolał bym te "szczęście w nieszczęściu" niż jego wiszący w powietrzu brak, który obserwując kozacką fantazję poganiaczy mechanicznych koni wydaje się być zdarzeniem pewnym, jednak odłożonym w czasie przyszłym nieokreślonym...
Nie znaczy to, że "już", albo "niebawem", powszechna choroba przewlekła "nieustanne niedostosowanie do panujących warunków" dotycząca całości już chyba działań jakie podejmujemy, na każdej niemalże płaszczyźnie poczynań prowadzonych w każdej już chyba dziedzinie jakiej dotykamy pulsuje zapalonym wrzodem, którego wypryski co rusz paskudzą nasze dobre samopoczucie aż po jego sufit. Wymieniać można wszelkie przypadki, kiedy szum husarskiego pióropusza na połatanej koszuli powoduje przeoczenie momentu który jest decydujący i przełomowy.
Tu akurat, w tym konkretnym przypadku pewnie również mogło by być inaczej. "Mogło być gorzej" - patrz "szczęście w nieszczęściu", tak, mogło być też lepiej. Ale nasze "lepiej" to "nie całkiem źle". Taka przypadłość. Faktem jest, że nikogo raczej niczego to nie nauczy. Po osiedlowych uliczkach, wiejskich traktach, obwodnicach i marketowych parkingach sunie husaria, "niedostosowanie do panujących warunków" ma się dobrze. Ma się dobrze chyba jak nigdy dotąd.
Więcej zdjęć z miejsca wypadku na punktpotrojny.blogspot.com