Ponad dwa lata po powodzi bogatyńskie mosty wciąż de facto są placami budowy. Ale co szkodzi porażkę przedstawić jako sukces?
„To było w tym dniu, gdy złowroga cisza nadchodziła zewsząd, bezszelestnie, powoli. Cisza wkradała się niezdarnie w każdego z nas, nikomu nie pozwalając ani krzyczeć, ani mówić, ani szeptać. Tak, to było w tym dniu, gdy niebo zasnuło się czarnymi chmurami tak, jakby słońce bało się spojrzeć na nas i na to, co miało stać się niebawem. A gdy zapadła ciemność i rozciągnęła się nad nami czarna powłoka gęstych chmur, pojawił się palący, rozrywający serce strach. Nie widzieliśmy już ani słońca, ani nieba, ani ziemi. Lękliwie rozglądaliśmy się wokół siebie. Czy śpiewały wtedy ptaki? Tego nie pamięta nikt.
I wtedy runął nasz świat. (…) Z trzaskiem łamały się filary naszego życia. (…) Cały nasz świat pochłonęły wodne odmęty szarości. W ciemności lśniły tylko nasze łzy. I już sami nie wiedzieliśmy, czy więcej jest wody z rzeki, czy naszych łez…”
Każdy, kto sięgnie po zredagowany przez Wydział Komunikacji Społecznej album „Powódź w Bogatyni …tragiczne obrazy, żywe wspomnienia…”, z pewnością podda się niezwykłej urodzie tekstu otwierającego tę książkę. Album przygotowano na uroczystości zorganizowane w drugą rocznicę powodzi w celu uhonorowania Darczyńców Bogatyni. Składa się on z czterech części: dwie pierwsze, poświęcone śladom poprzednich powodzi oraz tej z roku 2010, są ozdobione czarno – białymi fotografiami, dokumentującymi ogrom zniszczeń. W trzeciej części, ukazującej odbudowę, zdjęcia są kolorowe.
„A wtedy usłyszeliśmy słowa, które zaczęły dźwięczeć nam w uszach coraz głośniej i głośniej. Wyraźne, mocne słowa, dobiegające z każdego zakątka Polski, z każdego miasta, wsi, gminy, z każdego polskiego domu… W chwilach rozpaczy dotarli do nas ludzie o wrażliwych i współczujących sercach. Pomogli, gdy nas dopadały czarne myśli. Ocierali łzy rozpaczy, wlewali w nas nadzieję, podnosili z kolan, wylewali fundamenty nowych domów, wznosili budynki, stawiali mosty…”
Warto przyjrzeć się z uwagą tym kolorowym fotografiom. Są na nich wyłącznie mosty, które uległy tylko częściowemu zniszczeniu i zostały wyremontowane przez BUD – REM. Wśród nich jest także ten ochrzczony imieniem Darczyńców Bogatyni. Nie uwieczniono jednak żadnego z 11 mostów, które od zera stawiała poznańska spółka Jedynka Budownictwo. Może i dobrze, bo ich monotonna, toporna estetyka wyraźnie odbiega od wspomnianych wcześniej obiektów. Poza tym nowe mosty ciągle czekają na „kosmetykę”, jak to zgrabnie określają burmistrzowie. A te miliony złotych, które straciliśmy wskutek braku rzeczywistego nadzoru nad odbudową? Sam sobie otrzyj łzy, Czytelniku, i precz pogoń czarne myśli.
Ostatnia część książki to podziękowania wraz z listą darczyńców. „W Naszej Gminie zaczynają się nowe dni. Z powodzi, której fale pochłonęły stary świat, wyłania się nowa ziemia, na której zaczynamy budować. A dzięki naszym Darczyńcom, naszym Przyjaciołom, zaczął się pełen pokoju i szczęścia dzień…”
Powyższe słowa widnieją na końcu wstępu, podpisanego przez Andrzeja Grzmielewicza. Bohaterem albumu jest prawie wyłącznie architektura, acz z jednym znamiennym wyjątkiem: trzy razy na zdjęciach widać burmistrza – raz w pojedynkę, drugi raz w towarzystwie biskupa Stefana Cichego, a za trzecim razem obok Prezydenta Rzeczypospolitej. Tylko trzy razy, co trzeba uznać za wyjątkową powściągliwość, zwłaszcza w kontekście słów Adama Asnyka, stanowiących motto książki. Umieszczono je dyskretnie nieopodal portretu burmistrza:
„Miejcie nadzieję!... Nie tę lichą, marną,
Co rdzeń spróchniały w wątły kwiat ubiera,
Lecz tę niezłomną, która tkwi jak ziarno
Przyszłych poświęceń w duszy bohatera.”
Jerzy Wojciechowski