Wszystko zwalnia i drętwieje. W takich chwilach, korzystając z ostatnich w miarę łaskawych warunków, dobrze jest się jeszcze się przed zapadnięciem kompletnej zawieruchy „podładować”. Znaleźć coś, co ucieszy. Albo takich co cieszyć się potrafią – taką choćby niedzielą.
Jadąc do czeskiego Liberca, między Albrechticami a Minszkiem (po prawej stronie), uwagę przykuwa ciekawie zagospodarowany teren przy bunkrze granicznym pamiętającym przedwojenne czasy. Wykoszony pas łąki jest pasem startowym dla własnoręcznie budowanych przez modelarzy latających maszyn. W każdy niemalże weekend powietrze wypełnia szum śmigieł, zapach grilla i atmosfera koleżeńskiego pikniku.
Dziś również nie było pusto. Młodzi modelarze, piętnastolatkowie Tomas i Daniel oblatywali własnoręcznie zbudowane modele elektryczne oraz przywieziony przez nieco starszych kolegów jednopłat z silnikiem spalinowym. Bardzo lekkie i proste konstrukcje rozwijają prędkość przekraczającą 120 km/h, a w powietrzu wykonują naprawdę skomplikowane ewolucje. Oprócz lotniczych modelarze konstruują również modele kołowe, a nawet – statki, w tym takie napędzane miniaturowym silnikiem parowym – można nieraz zobaczyć je w „akcji” na zaporze Mlynice lub Fojtka. Młodzi ludzie mający pasję to coś, co chyba nie zdarza się już zbyt często. Jak utrzymują - „zima nie przeszkadza”. Chętnie dzielą się wiedzą, z twarzy nie schodzi uśmiech nawet pomimo zaliczonego podczas popisowego numeru „crash-a”. Rozbity model zawsze da się naprawić, a najważniejsze jest by w duszy była „pohoda”.
Tak właśnie sympatycznie może minąć nawet listopadowa, jesienna niedziela. I nie tylko.
Pitfall