Miedzianka nie jest własnością gminy – słyszy każdy, kto pyta, dlaczego nasza rzeka jest śmietniskiem. Owszem, formalnie nie jest nasza, ale wstyd jest nasz
Nie mówię tych słów pierwszy raz i po prostu nie potrafię pojąć, że istniejący stan rzeczy nie razi burmistrza. Co z tego, że formalnie właścicielem Miedzianki jest państwo, a w jego imieniu województwo, i że pozostaje ona w zarządzie urzędu marszałkowskiego? Co z tego, że za stan zabezpieczeń i ich remonty odpowiada Dolnośląski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych? To my tu mieszkamy i powinniśmy sami zadbać, aby śmieci systematycznie usuwano.
Nie potrafię pojąć, że burmistrz gminy, leżącej na pograniczu Czech i Niemiec, zdaje się nie dostrzegać problemu. A przecież odwiedzający nas sąsiedzi, którzy widzą takie składowisko odpadów w centrum miejscowości, z pewnością się nie zastanawiają, do kogo rzeka należy. Rzeka płynie przez Bogatynię i taki obraz Bogatyni zapamiętają. Być może, nie są nawet zdziwieni, gdyż od lat mają stereotypowe wyobrażenia na temat polskich porządków. Nasz stosunek do czystości Miedzianki nie ułatwia walki z tymi stereotypami.
Podczas sesji 21 maja prezes zarządu GPO, p. Stella Gosk, tłumaczyła, że kiedyś spółka oczyszczała rzekę, bo dostawała takie zlecenia. Nie potrafię pojąć, dlaczego nasza gmina nie może wysupłać trochę grosza, aby raz porządnie wyzbierać śmieci, a potem monitorować stan czystości rzeki. Trzeba zmieniać ludzką mentalność i obudzić poczucie odpowiedzialności za otoczenie. Niestety, obojętność władz wobec zanieczyszczania Miedzianki, a także innych cieków wodnych, nie sprzyja pogłębianiu ekologicznej świadomości.
Lokalne media mogłyby odegrać wielką rolę w tej sprawie, podejmując kampanię na rzecz czystej rzeki. I nie tylko rzeki zresztą, gdyż mniejsze i większe składowiska śmieci otaczają Bogatynię z wielu stron, nawet w bliskim sąsiedztwie GPO. Nie potrafię pojąć tej obojętności wobec zalegających pośród łąk mebli czy sprzętu gospodarstwa domowego. Tak samo nie potrafię pojąć, że w wielu miejscach pojawiają się porzucone butelki – ale w naszej gminie spożywanie alkoholu na ulicach i w parkach jest najwyraźniej dozwolone.
Zacznijmy od rzeki – bo od czegoś trzeba zacząć. „Niech będzie biedny, ale czysty” – tak pisał o ojczystym domu Tuwim. Dzisiaj ten nasz dom nie jest już taki biedny, dlaczego zatem wciąż jest brudny?
Z parku w samym środku Bogatyni, któremu w 2009 r. nadano imię Carla Augusta Preibischa, można wyjść na ulicę Kościuszki nową, piękną kładką. Lepiej jednak nie patrzeć w dół, gdyż oczy bolą od widoku skarbów, które zbiera Miedzianka – uderzający jest ten kontrast. Przez lata tej okolicy nieformalnie patronował Gagarin – w porządku, z kosmosu tych śmieci nie widać. Ale nadając parkowi imię niemieckiego przemysłowca, powinniśmy zejść na ziemię.
Nie tak dawno zasadzono w parku Preibischa drzewko z kongresu działkowców, które miało trafić do Rodzinnego Ogrodu Działkowego „Marzenie”. Dla mnie jest to symbol różnicy między marzeniami, jak mogłoby być, a rzeczywistością – z taką troską, jak działkowcy dbają o swoje ogródki, prawdziwy gospodarz miasta powinien dbać o jego czystość.
Czy jedyną reakcją na ten apel o czystą Miedziankę będzie wzruszenie ramion i - po raz kolejny wyciągnięty - koronny argument: rzeka nie jest nasza?
Nie jest nasza? Nie potrafię tego pojąć.
Jerzy Wojciechowski